piątek, 11 lipca 2014

Polsko-niemieckie marzenia. - Odcinek 2

Moi Drodzy :) Ciesze się, że miło przyjęliście nowe opowiadanie :)
Ktoś z czytelników, niestety nie wiem kto, gdyż pisał z anonima, zapytał mnie czy odcinki będą dodawane na zmianę, więc odpowiadam:) Tak, odcinki będą dodawane na przemian , raz "Przypadkowa miłość" , raz "Polsko-niemieckie marzenia" , lecz nie wiem w jakich odstępach czasowych. Trudno mi to określić , bo u mnie z czasem to jest różnie. Ten odcinek miał sie ukazać dopiero jutro, ale wyjeżdżam do rodziców (gdyż mieszkam z siostrą) , ponieważ moja siostra idzie na wesele i muszę ją uczesać i nie dam rady dodać odcinka jutro. Dzisiejszy odcinek jest trochę krótszy niż poprzedni, ale spowodowane jest to brakiem czasu. Będę starała się dodawać je tak często , jak tylko będzie to możliwe :)
Mam już pomysł na to opowiadanie i wielką chęć dzielenia się z wami swoją twórczością ! :)
Kochani, nie gadam dłużej, bo nie ma sensu ;) Życzę miłego czytania :)





Pomyślałam, że to kolejny klient mojej matki i weszłam do środka. Czekała tam na mnie niespodzianka. Czy miła ? Nie wiem. Weszłam do domu rzucając torbę na szafkę i zdjęłam buty. Chwyciłam torbę i miałam już iść do swojego pokoju gdy usłyszałam:
- Lilly chodź tutaj do nas - mama zawołała mnie do salonu. Wzruszyła ramionami i poszłam w jej kierunku. W salonie siedziała mama. Wyglądała jakby płakała. Oczy miała zaczerwienione, pociągała nosem , a dłonie ściskała chusteczkę, natomiast na sofie siedziała kobieta elegancko ubrana. Miała na oko z 40 lat. Uśmiechnęła sie do mnie życzliwie, a ja oparłam się o framugę.
- Słucham - nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. W ogóle co to za kobieta ? Po co ona tu przyszła ? Wyglądała na jakaś urzędniczkę, ale przecież nie mamy żadnych problemów. Wszystkie rachunki płacone sa na bieżąco. Jeśli to był ktoś ze szkoły, to tym bardziej nie miał się do czego doczepić, bo byłam wzorową uczennicą.
- Kochanie, to jest pani Amelia Rolinski - zaczęła. I co ? Po co mi to mówi ? Ma mnie to obchodzić ? Parsknęłam pod nosem i patrzyłam na nie z obojętnością. Naprawdę , miałam to gdzieś co to za babka. Miałam męczący dzień w szkole, chciałam odpocząć.
- I ? - skrzyżowałam ręce na piersi. Niechże ona mówi szybciej co jej chodzi po głowie, bo naprawdę padam na twarz, poza tym mam jeszcze sporo nauki.
- Pani jest z opieki społecznej - dodała mama smutnym tonem, a mnie po prostu zamurowało. Opieka społeczna ? U nas ? Po kiego ?
- Po co Pani tu przyszła ? - musiałam w końcu o to zapytać. Kobieta odwróciła się do mnie i lekko uśmiechnęła. I po co ona się tak szczerzy ? Nie może od razu powiedzieć.
- Lillianno ,  kolejny raz dostaliśmy skargę na waszą rodzinę - zaczęła. Co ? Skargę ?
- Że co ? Skargę ? Jesteśmy dobrą rodziną, nikt nikogo nie bije. Zajmijcie się rodzinami, w których dzieci nie mają co jeść, są bite i molestowane, a nie naszą rodziną ! - podniosłam głos zirytowana. Co za kobieta ! U nas nikt nikogo nie bił, wszystko było ok. Jedyny minus to zajęcia mojej matki. Ale kurde ! Przecież jestem dorosła, moja mama też i może przyprowadzać sobie kogo chce.
- Doszły nas słuchy, że Twoja mama zajmuje się prostytucją - no i znowu nie dałam jej dokończyć. Zdenerwowała mnie ta kobieta. Włazi do mojego domu i zachowuje sie tak jakby wszystko jej było wolno.
- Przepraszam panią bardzo ! Moja mama jest dorosła osobą i ma prawo przyprowadzać sobie do domu kogo chce. To jest JEJ DOM - zaakcentowałam ukazując rękami pomieszczenie - I może robić sobie co chcę - wykrzyknęłam ze złości. Dobra, może nie pochwalam tego co moja matka robi, brzydzę się tym i nie mam z nią dobrego kontaktu od kilku lat, ale to nie zmienia faktu , ze jest to moja matka. Czułam potrzebę bronienia jej.
- Lilliana ! - podniosła głos mama uciszając mnie. Po jej policzku spłynęła łza. Chyba wiedziała więcej niż ja. Westchnęła i spojrzałam na kobietę.
- Interweniowaliśmy kilka razy - wtedy spojrzałam na matkę. Jak mogła mi o tym nie powiedzieć ? Czemu ja tego nie zauważyłam ? Spojrzałam na nią z wyrzutem , ale ona siedziała ze spuszczoną głowa i tylko wycierała nos w chusteczkę. - Ostatnim razem mówiliśmy, że jest to ostatnia szansa na poprawę. Niestety nic się nie zmieniło. Lilianno , musisz pojechać ze mną - spojrzałam na kobiete jak na ufo. Co ? Jakie musze ? Ja nic nie muszę !
- Nigdzie z Panią nie jadę - rzuciłam ze złością.
- Przykro mi, musisz - powiedziała wstając z sofy. Matka spojrzała na nie z żalem. Nawet o mnie nie walczyła. Miała gdzieś to , co się ze mną stanie. Stałam i patrzyłam się na kobietę.
- Nigdzie nie jadę ! - podniosła głos. Kobieta westchnęła i podeszła do mnie. Położyła mi swą dłoń na ramieniu. Co ona sobie myśli ? Że mi pomoże tym gestem. Miałam gdzieś te jej pomoc. Cały czas czekałam aż mama się coś odezwie, powie, że się zmieni, żeby mnie nie zabierali, ale ona nic. Kompletnie nic ! Nie walczyła o mnie, nawet nie spróbowała. Poddała się, tak jak po śmierci ojca. Łza spłynęła po moim policzku. Zacisnęłam powieki nie chcąc patrzeć, ani na matkę, ani na te kobietę, którą po mnie przyszła.
- Spakuj swoje rzeczy, musimy jechać - powiedziała cicho lekko się do mnie uśmiechając. Ostatni raz spojrzałam na matkę. Mój wzrok mówił " mamo błagam, pomóż", ale ona nawet nie spojrzała na mnie. Cały czas wpatrywała się w podłogę i pociągała nosem. Zagotowało się we mnie. Uderzyłam pięścią o framugę i ruszyłam na piętro. Zatrzaskując za sobą drzwi, zamknęłam się w swoim królestwie. Wyjęłam z szafy dwie , duże walizki i spakowałam potrzebne rzeczy. Do jednej schowałam większość moich ubrań, do drugiej zaś spakowałam kosmetyki, laptopa, ładowarkę do telefonu, prostownicę i wszystkie książki. Gdy wszystko już miałam spakowane , chciałam wyjść, ale jakby grunt urwał mi się spod nóg. Upadłam na podłogę i po prostu wybuchnęłam płaczem. Nie mogłam w to uwierzyć, ze moja matka, kobieta która trzymała mnie pod sercem przez 9 miesięcy, która wydała mnie na świat - po prostu sobie mnie odpuściła. Pozwoliła , by jacyś nieznani ludzi zabrali mnie z domu. Czy ona nawet wiedziała gdzie mnie zabierają ? Nie mogłam powstrzymać łez. Czułam się tak, jakby mi wyrwali serce.
- Tatoo ! Czy Ty to widzisz?! Proszę Cię, pomóż mi ! Proszę Cię, pomóż mi ! - krzyczałam ściskając w dłoni jego zdjęcie. Kropla po kropli moim łez spadały na kolorowy druk przedstawiający uśmiechniętego tatę. Nie mogłam opanować swych emocji. Czułam się okropnie i gdyby nie pukanie do mych drzwi, nigdy bym się nie opanowała.
- Lillianno, musimy już jechać - usłyszałam stłumiony głos kobiety. Wstałam z podłogi i chwyciła walizki. Otworzyłam drzwi , a za nimi dostrzegłam elegancką kobietę. Olałam ją i skierowałam się z stronę schodów. Na dole stała moja matka i z chusteczką przy nosie , patrzyła w moją stronę. Parsknęłam i powoli zeszłam ze schodów.
- Jak mogłaś ? Nawet nie próbowałaś walczyć o mnie - szepnęłam patrząc na nią z pogardą. Nie dałam jej odpowiedzieć, bo skierowałam się w stronę wyjścia. W sumie, sama nie chciałam słuchać jej odpowiedzi. Nie interesowało mnie juz to. Dla mnie już nie istniała. Wsunęłam trampki na stopy i z szafki na buty wyjęłam kilka par i schowałam do walizki . Tak gdzie mnie wiozą to muszę w czymś chodzić, prawda ? Miałam już wychodzić, gdy przypomniałam sobie o czymś. Zerwałam się szybko i  co drugi stopień, wbiegłam na piętro. Podeszłam do swego królestwa i zamykając drzwi, schowałam klucz do kieszeni. Skoro nie chce mnie w swoim życiu, to i dostępu do mojego królestwa też nie będzie miała. Zbiegłam na dół i nie patrząc na osobę matki, wyszłam z domu ciągnąc za sobą walizki. Sąsiedzi powychodzili z domów i stojąc przy ogrodzeniach, patrzyli się na to całe widowisko. Było mi wstyd. Po raz kolejny cierpiałam przez swoją matkę. Wrzucając walizki na tylne siedzenie, usiadłam na miejscu pasażera. Po chwili dołączyła do mnie kobieta, siadając za kierownicą. Uśmiechnęła się do mnie lekko i ruszyła.
- Przepraszam, ale gdzie mnie Pani wiezie ? - spytałam przerywając te niezręczną ciszę panującą w pojeździe.
- Do domu dziecka przy Jaktorowskiej - odpowiedziała. Co kurde ? Przecież to jest w centrum Warszawy ! To jest prawie 40 minut drogi od mojej szkoły ! Ona sobie chyba żartuje.
- Żartuje Pani, tak ? - spytałam zaskoczona. Kobieta spojrzała na nie i kiwnęła przecząco głową. Zwariowała ! No kurde !
- W ogóle czy tak można ? Przecież ja mam 17 lat , jestem za stara na dom dziecka - rzuciłam chcąc bronić się w jakikolwiek sposób. Sama nie wiem czego oczekiwałam. To był jakiś sen. Chciałam się obudzić jak najszybciej. Dla pewności postanowiłam , że skoro to jest sen to uszczypnięcie mnie obudzi. Zacisnęłam kawałek skóry przy łokciu i tylko tego żałowałam. To nie był sen ! Nie dość, ze wiozą mnie do centrum miasta,to jeszcze będę z dala od Maji. Ah tak ! Maja !
- Musisz się wrócić ! Musze jeszcze wstąpić w jedno miejsce ! - zaczęłam krzyczeć wymachując rękami. Kobieta spojrzała na mnie jak na debila. W sumie, mogłam tak wyglądać. Wydzierałam się, wymachiwałam rekami jak chora psychicznie.
- Nie możemy, nie mamy czasu - rzuciła i patrzyła dalej. Chyba ją pogięło, że pojadę z nią bez pożegnania z Mają. Co by tu zrobić aby się wróciła. Ah tak ! Mam !
- Zawróć, albo wyskoczę z tego samochodu ! Jesteśmy na dwupasmówce , więc momentalnie zostanę pociągnięta pod inny samochód ! - rzuciłam odpinając pas.
- Nie wygłupiaj się - rzuciła niedbale, po czym zapięła mój pas i jechała dalej.
- To prosze bardzo - odpięłam ponownie pas i otworzyłam drzwi. Widziałam pod sobą powierzchnie jezdni.
- Co Ty wyprawiasz ? Lillianna , zamknij te drzwi . Dobrze, zawrócę, tylko zamknij te drzwi ! - krzyknęła przestraszona próbując chwycić na klamkę, lecz ja otwierałam drzwi szerzej. Jak tylko powiedziała, ze zawróci, od razu zamknęłam drzwi i uśmiechnęłam się do siebie.
- Gdzie mam jechać ? - dyszała ze strachu. Chciało mi się śmiać, ale powstrzymywałam się. Widać, przestraszyła się kobieta, ale ze mną nie ma żartów. Podałam jej adres i jechałyśmy w ciszy. Gdy samochód zatrzymał się pod domem mojej przyjaciółki, wyskoczyłam z niego informując kobietę, że za chwile wracam. Stałam przed drzwiami domu , a moje serce biło niczym młot. Ponownie przycisnęłam dzwonek i po chwili w drzwiach ukazała się Maja.
- Zabierają mnie ! - wydusiłam i rzuciłam sie na dziewczynę. Łzy ponownie uwolniły się z moim oczu. Maja nie wiedziała co się dzieje.
- Jak to Cię zabierają ? Kto ? Gdzie ? - pytała, a ja nie mogłam powstrzymać łez. Wtuliłam się w nią starając się uspokoić, chociaż trochę.  Chwyciła mnie za ramiona i odsunęła od siebie.
- Babka z opieki społecznej. Przyjechała dziś, powiedziała, że nie ma innego wyjścia. Jadę na Jaktorowską - wydusiłam ponownie wybuchając płaczem.
- Do domu dziecka ? - nie ukrywała zaskoczenia. Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć, tylko kiwnęłam głowa. Wzdrygnęła się zszokowana i zasłoniła usta dłonią. Dla niej to też był szok.
- Nie chce tam jechać. Jak długo tam zostanę ? Nie chce ! - powtarzałam . Dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła. Czułam się przy niej bezpieczna. Była dla mnie jak siostra i wiem, że jakby tylko mogła, przygarnęłaby mnie do siebie. Nagle usłyszałam klakson.
- Muszę iść - wydukałam wycierając łzy. Maja spojrzała na mnie z żalem.
- Dzwoń jak będziesz na miejscu i nie daj się im tam ! - przytuliła mnie . Pożegnałyśmy się pocałunkiem w policzek i wróciłam do samochodu.
- Gdzieś jeszcze mam jechać ? - spytała kobieta posyłając mi lekki uśmiech.
- Może z chłopakiem chcesz się jeszcze pożegnać ?  - PFf.. co ona sobie myśli. Spojrzałam na nią z grymasem.
- Nie mam chłopaka. - i mój wzrok utkwił za szybą. Już nic więcej się nie odezwała. Wpatrywałam się mijające mnie widoki. Lubiłam swoją dzielnicę, oraz lubiłam wyjeżdżać do centrum, ale nigdy nie myślałam o tym by tam mieszkać, a tym bardziej w domu dziecka. Przecież pochodzę z dobrej rodziny, nie powinnam się tam znaleźć. Odpłynęłam myślami i nawet nie wiem kiedy, znaleźliśmy się pod wysokim , jasnym budynkiem.
- Jesteśmy na miejscu - rzuciła i wysiadła z samochodu. Co ja tu robię ? Westchnęłam kolejny raz w tym dniu i wysiadłam z samochodu. Biorąc swe bagaże ruszyłam za kobietą. Weszłyśmy do środka .
- Jak tu ładnie ! - wypaliłam nawet nie wiem dlaczego. Wszystko było takie kolorowe, przyjazne. W powietrzu krążyła pozytywna energia.
- Chodź za mną - z rozmyślań wyrwała mnie kobieta. Kiwnęłam głowa i ruszyłam za nią. Szłyśmy długim korytarzem. Cały czas rozglądałam się dookoła. Na ścianach widniały gablotki z medalami, pucharami, obrazkami. Było też dużo zdjęć i dyplomów.
- Wejdź - dotarł do mnie dźwięk słów wypowiadanych przez elegancką kobietę. Weszłam do środka. Chyba był to jakiś sekretariat albo gabinet. Nie wiem jak to nazwać. Kobieta odsunęła mi krzesło przy niewielkim , drewnianym biurku , a sama usiadła obok mnie. Po chwili do pomieszczenia weszła szczupła, drobna, nie wysoka kobieta z uśmiechem na twarzy. Czy tu wszyscy są tacy uśmiechnięci ? Jest w ogóle z czego się cieszyć ? Mimo wszystko nie chce tu być.
- Witaj ! Ty pewnie jestes Lillianna, tak ? - zwróciła się do mnie wyciągając dłoń. Spojrzałam na jej dłoń, następnie na nią i kiwnęłam głowa.
- Tak , to ja - rzuciłam beznamiętnie i uścisnęłam dłoń. Czego oni ode mnie chcą ? Niech mnie stąd wypuszczą.
- Ja jestem Iwona Maz , dyrektor tej placówki - przedstawiła się po czym usiadła na swym krześle. Po co mi to mówią ? No miło poznać, więc czy mogę już iść ? Po co mnie tu przywieźli !
- Skoro się znamy to odwieziecie mnie już do domu ? - spytałam złośliwie z grymasem na twarzy. Wcale nie widzi mi się przebywanie tu.
- Przykro mi Lilliannko, ale zostaniesz z nami. Zobaczysz, tutaj nie jest tak źle. Mamy świetlice , w której znajdują się komputery, posiadamy niewielką salę gimnastyczną, więc będziesz mogła z innymi zagrać w różne gry. Mamy także stoły do ping ponga, więc nie będziesz się nudzić - zaczęła wymieniać mi wszystkie atrakcje. Ale co mnie to interesuje. Naprawdę miałam gdzieś , to co oni tu mają.
- Nie zostanę tu ! - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Dyrektorka westchnęła i sie uśmiechnęła. Widać, że ma kobieta cierpliwość.
- Niestety będziesz musiała. Taki był wyrok sądu - wyjaśniła , a ja myślałam, że się przesłyszałam.
- Sądu ?! - czy oni wszyscy zgłupieli ?
- Tak, sądu. Była rozprawa dotycząca Twojego dalszego pobytu z mamą. - co ona mówi ? Przecież mama nic nie mówiła.. Chociaż ..zaraz , zaraz ! Pamiętam ! Odstrzeliła się raz w swoją elegancką mała czarną, tą w której była na pogrzebie taty. Zapytałam ją gdzie idzie, a ona tylko , że ma ważną sprawę do załatwienia, a ja bym została w domu i jakby ktoś przyszedł, mam nie otwierać. Pamiętam ten dzień. ! Co za podstępna żmija.
- Niemożliwe - próbowałam walczyć sama o siebie, skoro nie ma osób, które by walczyły o mnie.
- Kochanie, niestety możliwe. - westchnęła . Nie chciałam już nic mówić. Jednak wszystko jest przeciwko mnie. Pobędę tutaj te kilka dni. Coś wymyśle, by nie zostać tu na zawsze.
- Skoro mam tu zostać to może panują tu jakies zasady ? - skoro nie moge walczyć, to chociaż będe sie starała , aby nie było tak źle.
- Oczywiście - pisnęła poprawiając się na krześle. - Więc.. cisza nocna jest o godzinie 22, więc po tej godzinie wszyscy zostają w swoich pokojach. W kuchni są dyżury , każdego dnia jest ktoś inny. Są dawane punkty za dobrze wykonywane obowiązki takie jak : sprzątanie, pomoc w kuchni, praca w ogrodzie. O godzinie 6:30 jest śniadanie, ale dla osób uczęszczających do liceum, tak jak Ty, kuchnia otwarta jest już od godziny 6. Niektórym osobom, zajęcia zaczynają się od 7. Obiad jest o godzinie 14:30. Po obiedzie dyżurny pomaga kucharkom. Hmmm - zamyśliła się sprawdzając czy powiedziała wszystko. Z tego co mówi, to nie jest tu tak strasznie.  - Chyba tyle - uśmiechnęła się.
- Zrozumiałam wszystko. - rzuciłam szybko. Chciałam wyjść z tego gabinetu jak najszybciej. Miałam naprawdę dużo nauki , a za kilka dni było wystawianie ocen. Zbliżały się wakacje, a ja akurat wylądowałam w bidulu.
- To się cieszę. Jakbyś potrzebowała pomocy, wiesz gdzie mnie szukać. - wstała z krzesła. Zrobiłam to samo i dopiero wtedy zorientowałam się, ze kobieta, która mnie przywiozła, cały czas siedziała obok. W domu miała najwięcej do powiedzenia, a przy dyrektorce to taka cicha myszka.
- Amelio , zaprowadź Lillianne do jej pokoju - rzuciła dyrektorka. Wyszłyśmy z pomieszczenia i w ciszy szłam za kobietą. Szłam chodami targając za sobą swoje dwie walizki. W pewnym momencie stanęłyśmy przed drzwiami . Uśmiechnęła się do mnie i zapukała.
- Proszę - usłyszałam miły, damski głosik. Niepewnym krokiem weszłam do środka.
- Sandro, poznaj Lilliannę, od dziś będzie z Tobą mieszkać - poinformowała kobieta. Szczupła, niska blondynka zeskoczyła z łóżka i podeszła do mnie i spojrzała z uśmiechem.
- Cześć, jestem Sandra - wyciągnęła dłoń. Wyglądała na miłą , ale nie wiedziałam co się mogę po niej spodziewać. Może sprawiała tylko takie pozory ?
- Lillianna - rzuciłam i uścisnęłam dłoń.
- Rozpakuj się. Jakbyś potrzebowała pomocy to , jak mówiła pani dyrektor, wiesz gdzie jej szukać, a jeśli nie to tu masz mój numer - wcisnęła mi dłoń wizytówkę. Z uśmiechem na twarzy wyszła z pokoju zamykając drzwi. Czułam się nieswojo, skrępowana. I od dziś ma to być mój nowy dom ? Miałam tu zostać ? Westchnęłam i zaczęłam się rozglądać po pokoju. Był niewielki . Znajdowały się w nim dwa łóżka jednoosobowe i przy każdym stała mała szafeczka z lampką. Na przeciw łóżek, przy ścianie stało biurko, a obok regał z książkami. Przy drzwiach stała komoda i szafa na ubrania. Ciasno, ale chyba wytrzymam. Przywykłam do dużego , wygodnego pokoju, który miałam na własność, lecz warunki się zmieniły.
- Jesteś tu nowa ? - spytała siadając na łóżku i kładąc poduszkę na kolanach.
- Noo .. tak - wymamrotałam i odłożyłam walizki przy swoim łóżku.
- Skąd jesteś ? - dopytywała się. Ciekawska osoba, ale nie ma się co dziwić. Jestem nowa, chce się dowiedzieć jak najwięcej.
- Z Warszawy - rzuciłam niedbale i wyciągnęłam zeszyty z walizki.
- Będziesz się uczyć ? - uśmiechnęła się szeroko. Działała mi już na nerwy. Za dużo pytań jak na pierwsze 5 minut.
- Tak, jak widzisz będę się uczyć i proszę Cię , abyś była cicho, bo chce się skupić - powiedziałam złośliwie patrząc na nią gniewnie.
- Ok - powiedziała cicho kiwając głową. Westchnęłam i schowałam nos w zeszytach. Starałam się skupić na wszystkich wzorach, zasadach dynamiki, pojęciach , ponieważ mieliśmy mieć test z całego roku, który zaważy o ocenie końcowej, ale nie potrafiłam zebrać wszystkiego w całość. Nagle przypomniałam sobie, ze przeciez miałam dac znać Maji , jak tylko będę na miejscu. Wyciągnęłam w torebki telefon i wykreciłam numer.
- I jak jest mała ? - usłyszałam zniecierpliwiony głos przyjaciółki. Ah jak to miło słyszeć kogoś, kogo się zna.
- Da się przeżyć. Jest tu kolorowo, panuje tu miła atmosfera, ale nie chce tu być - na te słowa, moja współlokatorka , bo tak mogę ją nazwać, spojrzała na mnie. Uśmiechnęłam się do niej blado.
- Może to jest tylko tak na chwilę. Twoja mama przemyśli swoje zachowanie i wrócisz do domu - Ah chciałabym aby tak było. Westchnęłam.
- Co Ty. Ona nawet nie potrafiła walczyć o mnie. Rozumiesz, że jak wychodziłam z domu to nie powiedziała nic ? Nie starała się mnie zatrzymać, nie wyskoczyła z żadnym tekstem, ze sie poprawi, że będzie się starała być dobrą matką, byle by mnie tylko nie zabierali - mówiłam powstrzymując łzy. Czułam się niechciana, taka mało ważna. Czułam się jak zabawka, która jest już stara i nie ma żadnej wartości.
- Eh nie wiem co mam Ci powiedzieć - powiedziała z bezsilnością.
- Obiecaj mi, że chociaż Ty będziesz walczyła o mnie, o to by nasza przyjaźń przetrwała. Obiecaj, ze nie pozwolisz by nas rozdzielili - mówiłam , a po moich policzkach spływały łzy. Nie umiałam ich powstrzymać. Było mi tak cholernie ciężko.Siedziałam na łóżku ze spuszczoną głową, płacząc. W pewnym momencie ujrzałam chudą rękę przy moich kolanach. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Sandrę , patrzącą na mnie z żalem i współczuciem w oczach.
- Masz - szepnęła i podała mi chusteczki. Wzięłam je i uśmiechnęłam sie do niej.
- Mała, nie płacz. Oczywiście, że Ci to obiecuje. Nie pozwolę by stała Ci sie krzywda - powiedziała pośpiesznie. Wiedziałam, ze mówi prawdę. Byłyśmy ze sobą bardzo zżyte i oddałybyśmy za siebie życie.
- Dziękuję Ci Maja - szepnęłam. Porozmawiałam z przyjaciółką jeszcze chwilę i musiała kończyć. Z żalem odłożyłam telefon obok siebie.
- Lillianna, tutaj naprawdę nie jest złe życie. Tu jest lepiej niż w nie jednym domu - odezwała się cicho blondynka. Chciałam jej wierzyć, lecz na razie nie potrafiłam.
- Mów mi Lilly - rzuciłam nie reagując na jej słowa.
- Dobrze. A Ty mów mi po prostu Sandra - zaśmiała się, co spowodowało u mnie uśmiech. Wywarła na mnie dobre wrażenie, ale to dopiero pierwszy dzień. Po kilku minutach wróciłam do nauki. Powtarzając w kółko wszystkie pojęcia, zasady i warunki , wreszcie byłam przygotowana w 100%.
- Gdzie tu jest łazienka ? Chciałabym się wykąpać - rzuciłam miłym głosem do współlokatorki. Szybko wstała z łózka odkładając swoje książki i zaprowadziła mnie do małego pomieszczenia, w którym znajdował się sedes , umywalka i prysznic.
- Dziekuję - powiedziałam z uśmiechem i zamknęłam drzwi. Wzięłam szybki prysznic i zakładając pidżamę, wróciłam do pokoju. Spakowałam wszystkie potrzebne zeszyty i książki do torby i ułożyłam się wygodnie na łóżku.
- No to zaczynamy nowe życie - szepnęłam sama do siebie i zamknęłam oczy. Pierwszy dzień w domu dziecka mam za sobą.

11 komentarzy:

  1. OMG!! Boskie kochana nawet bardzo :D
    Czekam na next'a

    OdpowiedzUsuń
  2. Mało jest opowiadań, które serio wywołują u mnie emocje. Takie prawdziwe emocje. A twoje jest jednym z nich. Ja już tutaj prawie na każdym odcinku tak się wczuwam, że płaczę...
    A tutaj to nie sposób się nie rozpłakać, jak ty to robisz?
    Współczuję Lilly matki... nie wierzę, ze można tak traktować własne dziecko. To jest nieludzkie. Rozumiem, że straciła męża, ale jej córka jakoś się po tym podniosła, a ona? Powinna być dla Lilly oparciem, a nie ciężarem, kimś kto przynosi jej wstyd. Kompletnie nieludzkie...

    Mam nadzieję, ze w tym domu dziecka nie będzie źle. Ta dziewczyna nie zasłużyła sobie na taki los. Powinna mieć swoje życie... A tak, to rok przemieszka w domu dziecka, a potem będzie zarabiać na mieszkanie. I co? I tyle z tego będzie miała, że nie będzie mogła iść na studia, bo będzie harować na opłacenie rachunków. Zaoczne są drogie, wiec tym bardziej nie pójdzie.

    Matko, rozwodzę się nad tym, jakbym ją znała...
    Patrz jak się wczułam ;)

    A btw, to ja skomentowałam 2 poprzednie odcinki, nie wiem czy widziałaś :) Pod jednym i pod drugim jest komentarzyk xD

    Pozdrawiam i czekam na następny odcinek!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ja sama nie wiem jak to robię, po prostu pisze :) Chyba Ty mi napisałaś, w którymś komentarzu,ze tworzę opowiadana o osobach, które przeszły swoje w życiu.( A jeśli to nie Ty, to bardzo przepraszam za pomyłkę ) Hmm .. piszę tak, bo ja też w życiu nie miałam i nie mam lekko, ale nie będe się tu rozpisywać.

      Zobaczysz, że Lilly nie będzie miała tak źle, jak się jej wydaje :)
      I owszem, widziałam wszystkie komentarze i bardzo za nie dziękuję :) ;*

      Usuń
  3. Więc... Jeśli mam być szczera, to ostatnio w ogóle nie czytam żadnych opowiadań, ale zrobiłam wyjątek... ;)
    Według mnie powinnaś znaleźć betę (osobę, która będzie sprawdzać Ci odcinki i poprawiać błędy), dzięki temu unikniesz takiego błędu jak np. spacja przed znakiem zapytania.
    Jestem ciekawa, co będzie potem. Kiedy w końcu poznają bliźniaków i jak to wszystko rozegrasz. Piszesz ciekawie, więc plus dla Ciebie! ;)


    Więc... życzę weny i pozdrawiam, Czaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię i radę, lecz nie potrzebuje nikogo, ponieważ jest to moje opowiadanie i pisze tak jak mi jest dobrze i jak mi się podoba ;) Nie chce, by ktoś w nim mieszał. A co do spacji przed pytajnikiem, to ja nie uważam tego za błąd, po prostu takie przyzwyczajenie i tak mi się lepiej pisze :)

      I miło mi, że spodobało Ci się moje opowiadanie :)

      Usuń
  4. Biedna Liliana, wszystko się jej wali. Bardzo smutny odcinek. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczeło się dość smutnie, ale później będzie już miło :)

      Usuń
  5. Kurde dziewczyno jak Ty to robisz? Przeciez to jest wspaniałe :D Jak mozna tak potraktowwac swoje dziecko, przeciez to nie ludzkie, zeby wazniejsi byli faceci a nie wlasna corka.
    Mam nadzieje ze w koncu Lily bedzie szczesliwa i nikt jej nie odbierze tego szczescia.
    Czekam na kolejny odcinek ;)

    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah , powtórzę się - nie wiem jak to robię, po prostu piszę :)
      Widać, matka Lilly ma inne aspiracje .. Owszem, Lilly będzie szczęśliwa, ale to cierpliwości ;)

      Buziaki ;*:*

      Usuń
  6. Faktycznie piszesz ciekawie i chociaż na ogół nie czytam zwykłych FFTH (bo wolę twc) i trochę denerwują mnie te błędy, to będę tu zaglądać i starać się zostawiać po sobie jakieś komentarze.
    Na razie tyle z mojej strony., Czekam na rozwój akcji. :)
    Weny.

    Pozdrawiam,
    Joll.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja naprawdę nie uważam tego za błędy, po prostu tak mi się lepiej piszę i przynajmniej to jest charakterystyczne w moich opowiadaniach :)
      Cieszę się, ze i Tobie sie spodobało moje opowiadanie i będę informować o nowościach :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz. To one dają mi siłę i są dla mnie ważne :)
Dzięki nim wiem, że mam dla kogo pisać :) :*