środa, 30 września 2020

Szansa na miłość - odcinek 5

                 Szansa na miłość - odcinek 5 


Widząc siedzącą na szpitalnym łóżku, gotową już rodzicielkę uściskał ją i chwytając w dłonie jej bagaże ruszyli w stronę samochodu.
Otwierając drzwi samochodu zaprosił matkę do środka, a on sam umieścił torby w bagazniku po czym usiadł za kierownicą. 
- Już się nie mogę doczekać powrotu - zaśmiała się radośnie Simone poprawiając na fotelu.
Blondyn zaśmiał się w głos i ruszył w kierunku domu. Śmiali się całą drogę z opowieści Simone. Już dawno nie czuł się tak swobodnie. Nawet zauważył, że nie myśli o swojej dziewczynie. Cieszył się tymi beztroskimi chwilami, za którymi nieustannie tęsknił. Gdy podjechali pod budenek
wyskoczył pierwszy z samochodu i otwierając drzwi pasażera pomógł wysiąść swojej mamie.
- Billy, ale z Ciebie gentleman - pogłaskała go po policzku niczym małego chłopca uśmiechając się do niego czule.
- Tak mnie wychowałaś - pocałował jej dłoń i zamknął drzwi. Z bagażnika wyciągnął bagaż rodzicielki i ruszyli do środka.
- Wow! Postarałeś się synu - z uśmiechem na twarzy pochwaliła syna widząc panujący porządek. Odłożył torby na podłodze i chwytając bukiet Wręczył go matce składając pocałunek na jej policzku. Ze łzami w oczach podziękowała przyciskając go do swej piersi.
- Usiądź mamo, zaraz podam obiad - Bill nie posiadał umiejętności gotowania, więc chcąc uczcić powrót mamy, zamówił pyszny obiad z pobliskiej restauracji. Starannie rozłożył jedzenie na talerzach i zaprosił rodzicielkę do kuchni, która wypełniona została wyrazistym zapachem.
- Nie musiałeś Billy, przecież bym coś ugotowała - zarumieniła się skrępowana. Rzadko bywała obsługiwana, zawsze ona była panią domu a tymczasem jej młodszy syn, chodził wokół niej nakładając zamówione jedzenie. Była szczęśliwa, że miała go obok. Tak bardzo za nimi tęskni, ale zdaje sobie sprawę, że to dorośli mężczyzni i sami decydują już o swoim życiu.
- Przepyszne! Gdzie podają takie dobre jedzenie?
-Tuż za rogiem. Przepraszam, że nie stworzyłem nic sam ale sama wiesz, że w kuchni kiepsko sobie radzę - zaśmiał się biorąc łyk zimnego napoju.
- Nic nie szkodzi kochanie, bardzo dziękuję za ten cudowny powrót. Szkoda, że rzadko przyjeżdżacie - smutnym wzrokiem spojrzała na syna, po czym wetknęła widelec w sałatkę.
- Mamo, wiesz ze nie możemy. Trzymają nas terminy, mamy kupę roboty - zaczął się tłumaczyć czując wyrzuty sumienia. Miała rację, rzadko wracają do domu, są to jedynie jakieś większe okazję.
- Wiem wiem Billy, po prostu nie dociera do mnie to, że macie już swoje życie, jesteście dorośli - odłożyła widelec obok i schowała twarz w dłoniach. Widział jak oczy zaszły jej łzami. Nie lubił tego widoku. Wstał i przytulił ją do siebie. Trwali kilka minut w uścisku, gdy śmiejąc się ze swojej relacji, Simone wytarła łzy i wrócili do dalszego jedzenia.
- Widziałem dziś Lisę. Wiesz, że jej córka ma takie samo znamię jak ja? - zaczął przeżywają kawałek mięsa, gdy poczuł na sobie wzrok matki. Wpatrywała się w niego z dziwnym wyrazem twarzy. Zaskoczenie wymieszane ze strachem. Widział jak tętnica pulsowała jej na szyi.
Przełknęła ślinę odkładając widelec.
- Nie zaskoczyło Cię to? - spytała cicho dyskretnie rzucając na niego spojrzenie.
- Nieszczególnie. Wiele osób ma takie same znamiona. Ty i ciocia Dana też macie znajomiona na nodze. - naprawdę nie widział w tym nic dziwnego. Ludzie mają różne znamiona, zdarza się że obcy ludzie posiadają taki sam kształt mimo niezgodności genetycznej.
Simone nagle wstała i bez słowa wyszła z jadalni. Bill zaskoczony zachowaniem matki, przerwał jedzenie i wpatrywał się wyczekująco w drzwi, za którymi zniknęła jego rodzicielka. Kilka minut później wróciła z niewielkim pudełkiem w ręku.


Kończyła pracę wyjątkowo wcześnie. W ramach otwarcia nowego butiku, szefowa urządziła bankiet, na który zaproszeni zostali wszyscy pracownicy. Lisa nie wykazywała chęci pojawienia się na nim, więc szybko zmyśliła wymówkę. Szefowa nie była zadowolona tym faktem, lecz się nie sprzeciwiała. Franz był mocno zapracowany tego dnia, przez co wraz z córką miały popołudnie tylko dla siebie. Słońce zawieszone wysoko na niebie posyłało gorące promienie, wywołując uśmiech na twarzy każdego przechodnia. Dobrym sposobem na ochłodzenie była zimna lemoniada i lody, na które właśnie się wybierały. Niedaleko przedszkola jest niewielka restauracja która serwuje najlepsze lody w całym Hamburgu. Szły wolnym krokiem mijając pędzących ludzi, gdy mała blondyneczka pociągnęła matkę za róg spódnicy.
- Mamo, zobacz to chyba tata - chudziutki paluszek skierowany był w wielkie okno włoskiej restauracji,za którym zobaczyła swojego roześmianego męża w towarzystwie rudowłosej kobiety. Nachyleni ku sobie, wpatrując sobie w oczy chichotali bezdźwięcznie. Nagle dłoń mężczyzny spoczęła na drobnej dłoni rudowłosej. Ta zawstydzona spuściła wzrok zakładając kosmyk włosów za ucho. To wcale nie wyglądało na spotkanie służbowe o którym wspominał Franz przy śniadaniu. Co on wyprawia?
Nie chcąc ukazywać swych emocji przed córka, uśmiechnęła się do niej i odciągnęła od okna
- Tak kochanie, tatuś ma dzisiaj ważne spotkanie - zacisnęła zęby czując, że opanowuje ją wściekłość. - na jakie lody masz ochotę? Czekoladowe a może truskawkowe? - ze wszystkich sił starała się zabrzmieć naturalnie aby nie niepokoić córki.
- Truskakowe! - pisnęła radośnie dziewczynka i pobiegła w stronę restauracji.


- Co to jest mamo? - na stole leżały zdjęcia, przestawiające noworodka, pulchnego, z pięknymi brązowymi oczkami i gęsta kedzierzawa czuprynką. Zaskoczony wpatrywała się z matkę i dostrzegł w jej oczach łzy. Poczuł dziwne uczucie, jakby niepokój wymieszany ze strachem.
- Bill, to jest Twoja córka - wyszeptała i drżącą dłonią wręczyła mu kolejne zdjęcie.
- Co to za żarty? - zaśmiał się histerycznie nie spuszczając wzroku z matki. Nic z tego nie rozumiał. Jak to dziecko? Przecież on nie ma dzieci.
- Przykro mi - wręczyła mu kolejne zdjęcie. Przeniósł wzrok na niewielki świecący materiał i zaniemówił. Malutka dziewczynka uśmiechając się radośnie trzymała swoimi malutkimi palcami nos swojej matki - Lisy. Serce chciało wyskoczyć mu z piersi. Emocje mieszały się w jego organizmie ppwodujac głębokie niezrozumienie.
- Przecież to jest Lisa - szeptajac wbił wyczekujący wzrok w matkę. Niezrozumienie, wymieszane z niedowierzaniem spowodowało, że chciał się zapaść pod ziemię. Może w końcu mu ktoś wytłumaczy co tu się stało?

Granatowe chmury co chwila jasne słońce Pod wpływem wiatru drzewa kołysały się na wszystkie strony ukazując znany tylko im taniec. Ulice świeciły pustkami, tylko ona ubrana w czarna szeroką bluzę z obszerwym kapturem na głowie szła szybkim krokiem w stronę wysokiego apartamentowca. Czuła ból w łydkach, serce stukało jej mocno w klatce a złość zawładnęła jej ciałem. Krople spadającego deszczu co jakiś czas wpadywały jej do oczu, powodując pieczenie i niewyraźny wzrok. Nie zwracała na to uwagi, chciała być na miejscu jak najszybciej i nawet zaczynający deszcz jej nie przeszkodzi.
Gdy znalazła się na miejscu, nie czekając na windę biegiem ruszyła na 3 piętro przeskakując co drugi schodek. Zmęczona, zzipana wcisnęła wściekła dzwonek do drzwi. Najpierw raz, później drugi. Cisza. Gdy miała już odchodzić, drzwi ustąpiły ukazując blondwłosą zadbaną kobietę.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zaskoczona spytała formalnie uśmiechając się do dziewczyny.
- Pani Simone Kaulitz? - wyspała próbując złapać oddech. Bijące serce i ucisk w klatce piersiowej nie ułatwiały dziewczynie zadania.
- Tak
- Możemy porozmawiać? - spytała ostrożnie normujac oddech.
- Tak, proszę - kobieta otworzyła szerzej drzwi zapraszając do środka. Pokierowała dziewczynę do jasnego salonu i prosząc aby poczekała, ruszyła do kuchni zaparzyć herbaty. Po kilku minutach z srebrną tacą w rękach na której stały dwie filiżanki, z których unosił się cudowny zapach bergamotki.
Odkładając tace na stół usiadła obok dziewczyny. Jej twarz wydała się kobiecie znajoma, lecz nie mogła sobie przypomnieć skąd się znają.
- Po pierwsze, proszę to oddać mężowi i proszę przekazać że nie jestem taką głupią i prostą dziewczyną za jaką mnie uważa. Nigdy nie miałabym serca zrobić tego do czego zmuszal mnie Pani mąż - Simone wbila z niezrozumieniem wzrok w biała koperte którą skierowała w jej stronę dziewczyna.
- Nic nie rozumiem. Do czego zmuszal panią mój mąż? - poczuła strach, przed oczami zaczęły pojawiać się jej najczarniejsze scenariusze, ale na pewno nie ten który usłyszy za moment.
- Proszę to ode mnie wziąć, zaraz wszystko wyjaśnię - z odrazą i obrzydzenie wcisnęła kopertę w dłoń zmieszanej kobiety. Wiedziała, że informacja z którą do niej przyszła na pewno wstrząśnie koboeta. Ona sama nie miała ochoty wracać do przeszłości ale musiała załatwić te sprawę raz na zawsze.
- To jest dla Pani - i zza kurtki wyciągnęła niewielkie pudełeczko. - Proszę otworzyć.
Drżącymi dłońmi delikatnie uchyliła wieczko pudełka. Odłożyła je na stoliku i sięgnęła po zawartość.
- Co to za zdjęcia? Ja nadal nic nie rozumiem?
- To jest Valerie, moja córka ale także pani wnuczka - cisza która w tym momencie zaplanowała w pomieszczeniu odbijała się echem. Słychać było szybkie bicie serca obu kobiet. Lisa poczuła ulgę, natomiast Simone miała mętlik w głowie. Przeglądając zdjęcia co jakiś czas rzucała w stronę Lisy, jakby chciała się upewnić czy nadal tam jest. Dziewczyna odchrząknęła i zaczęła kontynuować.
- Dowiedziałam się o ciąży już po wyjeździe Billa, tak to on jest ojcem - wtrąciła widząc rozchylające się usta kobiety - Przyszłam do państwa prosic byście przekazali te wiadomość Billowi, ale zastałam tylko pani męża. Gdy się dowiedział w jakieś sprawie przyszłam, Wręczył mi 50 tysięcy euro i kazał usunąć dziecko. Zwyzywał od najgorszych i zatrzasną drzwi przed oczami. Kilka razy nachodził mnie w domu moich rodziców. Dla świętego spokoju powiedziałam mu, że je usunę.. Ale nie mogłam tego zrobić - ze łzami w oczach szepnęła chowając twarz w dłoniach. Czują w sobie złość, żałowała że nie było Gordona w domu, chciała mu wygarnąć jakim okropnym jest człowiekiem, że nie ma uczuć, że nie wie co to miłość. Słona łza spłynęła po policzku kobiety, odłożyła zdjęcia na stolik i przytuliła dziewczynę. Ona ja rozumiała, sama była matką. Ona wie jak mocna i bezgraniczna potrafi być miłość matki.
- Nie chcę od was żadnych pieniędzy, nie chce nic także od Billa. Sam wyrzucił mnie ze swojego życia. Chciałam tylko pokazać co pani mąż kazał mi zabić nazywając to problemem - rękawem osuszyła wilgotne oczy i wstała. Chciała opuścić ten budynek jak najszybciej.
- Tak bardzo Cie przepraszam. I za mojego syna i za męża.
- Proszę nie przepraszać,pani nic nie zrobiła. - delikatnie wyswobodzila swą dłoń z uścisku kobiety i bez słowa opuściła budynek.

Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Czuł złość, żal a zarazem obrzydzenie do swojego ojczyma. Tyle lat ojczym bezkarnie patrzył mu w oczy bez cienia wątpliwości, bez wyrzutów sumienia za to, że kazał zabić jego dziecko. Jakim prawem decydował za niego?
Był zły także na matkę, która nie będąc zamieszana w sytuację ukrywała fakt, że jest ojcem. Złość pochłonęła go w calosci. Miał ochotę rzucił tym pudełkiem,potargac zdjęcia trzymane w dłoni. Czuł się oszukany, a najbardziej bolało go to, że byli to jego najblisze osoby.
- Jak mogliście? Jak mogłaś ukrywać to przede mną? - syknął przez zaciśnięte zęby kierując wściekły wzrok w matkę.
- Odrzucileś te biedną dziewczynę mimo tego, iż mówiłeś jej że ją kochasz. Nie chciałeś jej w swoim życiu. Przez 5 lat nie odezwałeś się do niej ani słowem i myślisz, że ona Teraz chce Cię w swoim życiu? To co zrobił Gordon było okropne, niewybaczalne, ale to Ty Bill wymazałeś ja ze swojego życia. Porzuciłeś ją jak psa! - stanowczym głosem skarciła go za swoje zachowanie. Wiedziała, że po części była winna, ale to jej syn zrobił wielki błąd w swoim życiu.
Poczuł ukłucie w sercu, jego własna matka przeciwko niemu. On nigdy by jej czegoś takiego nie zrobił. Odsunął z impetem krzesło, które pod wpływem siły upadło na podłogę. Chłopak nie zwrócił na to uwagi, ruszył do swojej sypialni. Szybkimi ruchami zaczął pakować wszystkie rzeczy. Nie chciał więcej na nich patrzeć. Zniszczyli mu życie. Z walizką w dłoni, bez słowa opuścił mieszkanie i udał się do pobliskiego hotelu.


Siedziała na szerokim łóżku smarując ciało balsamem. Za oknem panowała już ciemność, a krople deszczu zaczynała delikatnie uderzać w powierzchnię szyby. Valerie zmęczona aktywnym dniem, który zafundowała jej matka, smacznie spała w swoim łóżku. W jej głowie kłębiło się od myśli. Czekała na męża niecierpliwa by usłyszeć wyjaśnienia. Była zdenerowowana tym co zobaczyła dziś przez okno restauracji. Usłyszała dźwięk przekręcającego klucza, a po chwili zza drzwi wyłonił się jej mąż, uśmiechnięty od ucha do ucha z bukietem czerwonych róż w dłoni.
- Witaj kochanie, proszę to dla Ciebie - wręczając kwiaty ucałował jej policzek.
- A co to za okazja? - spytała cierpko wstawiając kwiaty do ważonu, który stał na komodzie.
- Czy musi być okazja żeby dać kwiaty swojej pięknej żonie? - uśmiechając się zdjął marynarkę i powiesił ją na krześle. - miałem dziś ciężki dzień, potrzebuję kąpieli - wysyłając jej całusa w powietrzu zniknął za drzwiami łazienki. Dziewczyna poczuła jeszcze większość złość, serce zaczęło bić jak oszalałe. Miała się już położyć gdy usłyszała dźwięk wibracji, wydobywający się z kieszeni marynarki. Zaciekawiona, a zarazem przestraszona wizją przyłapania na gorącym uczynku, podeszła cicho do krzesła i zerkając co jakiś czas na drzwi łazienki wyszukała telefon męża. Na ekranie widniała ikona przychodzącej wiadomości i niewielka treść, która wprawiła ją w osłupienie.

"Byłeś dzisiaj cudowny. Musimy to szybko powtórzyć. Śnij o mnie kochanie :*" 

czwartek, 17 września 2020

Szansa na miłość - odcinek 4

              Szansa na miłość - odcinek 4



Był chłodny poranek gdy szła do domu swoich rodziców. Źle samopoczucie towarzyszyło jej odkąd otworzyła oczy. Chętnie spędziła by cały dzień w łóżku, lecz zaplanowała sobie te rozmowę i nie mogła jej przełożyć. Musiała się spotkać z rodzicami. Nie rozmawiała z nimi od dwóch lat. Bała się spotkania z nimi, bała się że jej nie wybaczą. Pokłócili się. Miała zaledwie 17 lat gdy postawiła zamieszkać z Billem. Odradzali jej ten pomysł i niechcieli się zgodzić. Ich zdaniem była za młoda, nie skończyła jeszcze szkoły. Ze spokojnej rozmowy wynikła kłótnia zakończona wyprowadzką Lisy. Po dwóch latach znowu wraca do nich z żalem w sercu. Chcę ich przeprosić, powiedzieć że mieli rację, że była głupia. Musiała się zatrzymać, bo kolejny raz musiała opróżnić swój żołądek. Nie dała rady dłużej wytrzymać. Zwymiotowała.Zawsze tak reagowała, gdy się denerwowała. Po 15 minutach była już w domu rodzinnym. Wzięła głęboki oddech i weszła na posesję. Cichy odgłos dzwonka rozbiegł się po domu informując o obecności gościa, a po chwili stała przed nią szczupła, niewielka kobieta wpatrując się w nią zalzawionymi niebieskimi oczami.
- Lisa, dziecko - szepnęła i od razu wzięła dziewczynę w objęcia. Wszelkie granice opuściły dziewczynę i wybuchnęła płaczem
- Przepraszam mamo, tak bardzo was przepraszam - chlipała w ramię kobiety wtulalac się w nią niczym mała dziewczynka. Tak teraz się czuła. Słaba, niewinna dziewczynka potrzebująca miłości i wsparcia rodziców. Weszły do środka objęte i usiadły na jasnej sofie. Żadna się nie odzywała, po prostu tkwiły w uścisku. Dziewczyna uspokajała się powoli
- Lisa? - męski głos przerwał panującą w mieszkaniu ciszę. Spojrzała na niego. Łzy spływały po jej policzkach. Uśmiechnęła się blado.
- Witaj tato - mężczyzna podszedł do dziewczyny i uściskał ja mocno.
- Lisa, córeczko- pocałował ją w czubek głowy i nie wypuszczał z ramion. Po czułościach rodzicielka udała się do kuchni i zaparzyła herbaty. Siedzieli na sofie wokół niewielkiego stolika kawowego i niecierpliwie wyczekiwali słów dziewczyny.
- No i mnie zostawił. Tak po prostu, wyjechał. Bez żadnych wytłumaczeń, powiedział że to jego szansa. - dokończyła opowieść spokojnym tonem upijając łyk gorącego napoju.
- Wiedziałem, że tak będzie! Wiedziałem, że Cię skrzywdzi! Juz ja się z nim policzę! - złość opanowała mężczyznę. Wstał i nerwów chodził po salonie.
- Oh Georg daj spokój! - kobieta machnęła ręka karcąc go i ruchem dłoni kazała usiąść.
- Nie Suzann! Nie dam spokoju! Skrzywdził naszą córkę! - krzyknął i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
- Nie przejmuj się nim kochanie, przejdzie mu. Powiedz, gdzie Ty teraz mieszkasz? Co się z Tobą dzieje? - matka mocniej uścisnela dłoń córki i uśmiechnęła się chcąc dodać jej otuchy.
- Pamiętasz Franza Krauze? Obecnie mieszkam u niego. Na razie to nic poważnego ale chcemy dać sobie szanse - kobieta ucieszyła się na słowa córki i przytuliła ją mocno. Gdy za oknem panował już półmrok dziewczyna postanowiła wrócić do siebie. Pożegnała się z rodzicami i szczęśliwa że jej wybaczyli ruszyła do domu. Nerwy opadły, lecz żołądek dalej dawał o sobie znać. Niewiele myśląc udała się do apteki po krople żołądkowe i sama nie wiedząc czemu kupiła jeszcze test ciążowy. Gdy tylko zjawiła się w mieszkaniu, jej chłopaka jeszcze nie było, więc od razu skierowała swe kroki do łazienki. Rozebrała się do naga i korzystając z toalety, zaaplikowała na niego kilka kropel moczu. Odłożyła go na regał po czym weszła pod prysznic. Marzyła się jej ciepła kąpiel. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Delikatną gąbką rozprowadziła po ciele ananasowy żel pod prysznic wdychając słodki zapach,a po chwili ciepły strumieni wody splukaj z niej pianę i wszystkie złe emocje. Otulając się błękitnym puchatym ręcznikiem opuściła kabinę. Opierając się o nią wzięła do ręki odłożony wcześniej test i spojrzała.
- To nie może być prawda! - pisnęła zakrywając usta dłonią. Dwie krwisto czerwone kreski widniały na niewielkim ekraniku. Łzy napłynęły jej do oczu. Nie była gotowa zostać matką. Przecież spała z Franzem tylko raz i użyli zabezpieczenia..
Minął tydzień odkąd zrobiła test. Chłopak był wniebowzięty, gdy usłyszał nowinę. Zaczął już planować remont mieszkania i kazał Lisie dużo odpoczywać. Chcąc sprawdzić wiarygodność testu umówiła się na wizytę u lekarza. Zdenerwowana ściskała pasek od torebki
- Klein Lisa - usłyszała swe nazwisko i ruszyła za pielęgniarka. Po krótkim wywiadzie z lekarzem Leżała na specjalnym łóżku wpatrując się w sufit.
- No tak, mamy tutaj pojedynczy płód. Proszę spojrzeć, o tutaj - i odwróciwszy w jej stronę niewielki ekran, wskazał palcem niewielka fasolkę.
- 9 tydzień 3 dzień. Gratulacje! - rzucił radośnie w stronę dziewczyny. Targały nią emocje. Nie była pewna czy chce zostać matką. Nie była pewna czy otrząsnęła się po rozstaniu z Billem i już miałaby wychowywać dziecko z Franzem. Nie była pewna czy na pewno chce z nim być. W głowie pełnej zróżnicowanych myśli, z niewielkim zdjęciem w dłoni opuściła gabinet. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz. Wybuchnęła płaczem. Była zagubiona, nie uporządkowała swojego życia.
9 tydzień. Przecież ona nawet tyle nie jest z Franzem.
- To niemożliwe! - wydusiła i zaczęła liczyć w głowie. Kiedy ostatni raz spała z Billem? Kilka dni przed jego wyjazdem. Czy użyli zabezpieczenia? Nie mogła sobie przypomnieć. Zaczęła myśleć ile minęło od pierwszego razu z Franzem.
- 3 tygodnie. - szepnęła wpatrując się w czarnobiałe zdjęcie. I wtedy wszystko do niej dotarło. Zrozumiała, że już do końca życia, będzie miała przy sobie cząstkę jego.

Zapadła cisza. Wpatrywała się w dłoń ściskając kołdrę a w serce dudniło jej w klatce piersiowej. Szumiało jej w uszach. Spojrzała na niego ze strachem. Jak to wiedział
- Od kiedy wiesz? - jakim cudem się dowiedział?
- Odkąd Valerie miała roczek. To, że jestem facetem nie znaczy że nie umiem liczyć. Valerie nie była wcześniakiem, pediatra mi powiedział - Lisa schowała twarz w dłoniach. Czekała na najgorsze. Wiedziała, że teraz to koniec jej małżeństwa.
- Przepraszam Franz. Zrozumiem Jeśli będziesz chciał się rozstać - z trudem powstrzymywała napływające do jej oczu łzy. Wiedziała, że zrobiła błąd nie mówiąc mu o tym., ale pragnęła normalnego, kochającego domu, którego Bill nie był wstanie jej dać. Wybrał karierę, rodzina była na dalszym planie, jeśli w ogóle na nim była. Poza tym co zrobił jego ojczym, nie chciała mieć nic wspólnego z nim oraz z jego rodziną. 
- Co ty za głupoty gadasz? Kocham was bardzo. Szaleje za Tobą od podstawówki a Valerie jest moim oczkiem w głowie i miałbym zostawić was tylko dlatego, że jakiś frajer wybrał karierę? Niech żałuję, bo to ja mam wspaniałą rodzinę, której on nie chciał założyć zaśmiał się cicho ściskając jej drżącą dłoń. Słowa Franza zaskoczyły Lisę, ale po chwili poczuła ogromną radość i dumę, że ma tak wspaniałego męża. Nie mogła wymarzyć sobie lepszego!
- Kocham Cię! - powiedziała szczerze i wpiła się w jego usta. Była szczęśliwa i poczuła jak ogromny kamień spada jej z serca. Nie mogła zdobyć się na odwagę aby mu o tym powiedzieć a tymczasem on o wszystkim widział.


Nie mógł się na niczym skupić. Chciał uporządkować w mieszkaniu by było gotowe na powrót mamy. Krzątał się nie mogąc skupić swych myśli. Widział ciągle jej oczy, ten strach gdy dziewczynka zwróciła uwagę na jego znamię. Staną przed lusterkiem i przekręcił głowę ukazując niewielkie brązowe znamię. Przejechał po nim długim palcem. Jak to możliwe, że ta mała ma identyczne. Zdarza się, że obcy ludzie posiadają takie same znamiona, takie same cechy charakterystyczne ale dlaczego akurat jej córka? Nie dawało mu to spokoju. Chciałby spotkać ją jeszcze raz. Wiele lat bronił się przed spotkaniem z nią tłumacząc sobie, że nie jest jego warta, że nie chce sobie nią zawracać głowy. Bo po co. Nie rozumiała go. Z rozmyślań wyrwał go dzwonek do drzwi.
- Dzień dobry, Pan Kaulitz? - za drzwiami stal niski, szczupły mężczyzna z dużym bukietem kwiatów. Głowę ozdabiała mu czapka z naszytym logiem kwiaciarni, a wokół bioder zapiętą miał niewielka saszetkę, w której chował pieniądze.
Wręczył blondynowi kwiaty po czym posyłając mu uśmiech, oddalił się.
Bill włożył kwiaty do ważona i postawił je na stole w salonie. Rozglądnął się dookoła sprawdzając stan czystości i zadowolony z efektów udał się do sypialni rodziców. Jego ojczym miał wrócić wieczorem, a za godzinę miał wyruszyć po swoją matkę. Wychodziła ze szpitala co bardzo ja zadowalało. Blondyn również cieszył się na ten powrót. Gdy wybiła godzina 14 wsiadł do samochodu i czem prędzej ruszył do szpitala.. 

poniedziałek, 14 września 2020

Szansa na miłość - odcinek 3

Szansa na miłość - odcinek 3



Promienie wschodzącego słońca przedzierały się przez jedwabne zasłony wiszące w pokoju gościnnym jego rodziców. Wiercił się na łóżku próbując przedłużyć sen, lecz wszelkie próby szły na marne. Zdenerwowany wczesną pobudką postanowił rozpocząć nowy dzień. W samych bokserkach udał się do kuchni w celu sporządzenia magicznego napokoju zwanego kawą. Chwycił po drodze swój telefon zerkając na wyświetlacz. Wiadomość od brata z pytaniem o stan mamy go nie zdziwiła. Już był w trakcie odpisania, gdy telefon zaczął dzwonić. Westchnął
- Cześć słonko, co tam? - nie miał ochoty na rozmowę z dziewczyną, ale wczorajszego dnia nie odezwał się do niej ani słowem, więc był jej winny jakąkolwiek informacje.
- No cześć misiu, czemu się nie odzywasz? Martwię się o Ciebie.. Mam nadzieję, że mnie nie zdradzasz - piskliwy głos jego dziewczyny nie poprawił mu humoru.
- Przepraszam, wczoraj cały dzień spędziłem z mamą a gdy wróciłem do domu byłem padnięty - dmuchając na gorący napój trzymający w dłoni udał się do salonu aby usiąść wygodnie w szefokim i jakże wygodnym fotelu.
- Jak czuje się mama?
- Lepiej ale nadal jest słaba. Musi dużo odpoczywać dlatego będzie jej potrzebna pomoc. Zostanę z nią jeszcze kilka tygodni - upił łyk kawy czując ciepło rozchodzące się po jego ciele.
- Jak to kilka tygodni? Obiecałeś, że pójdziesz ze mną na imprezę do Ashley - z oburzeniem w głosie naskoczyła na blondyna.
Przewrócił oczami. Kompletnie zapomniał o tej imprezie. Nie miał ochoty na nią iść ale dziewczyna suszyła mu głowę więc zgodził się na odczepkę.
- Przepraszam Cie słonko, ale zrozum, moja mama mnie potrzebuje. Nie mogę jej zostawić samej - włączył telewizor i rozmawiając z dziewczyną skakał po kanałach. Słyszał jak niezadowolona wzdycha do telefonu lecz wcale się tym nie przejął.
- Rozumiem Cię, ale obiecałeś!
- Jeszcze nie raz pójdziemy do niej na imprezę. - nie wierzył w swoje słowa, ale chciał udobruchać dziewczynę. Nie przepadał za jej koleżanka, więc za każdym razem wymyślał jakiś pretekst by tylko zostać w domu.
- Zawsze tak mówisz i co? Zawsze coś! A bo to nagłe spotkanie z producentem, a to problem z piosenką i musisz jechać do studia. A co było ostatnim razem? Ah tak! Przebita opona w samochodzie.. Bill jak mam Ci ufać?! - słyszał jak powstrzymuje szloch. Ponownie przewrócił oczami. O czym ona w ogóle mówi? Zaufanie? I tym niby stracił jej zaufanie? Powstrzymywał się by nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie moja wina, że zależy mi na pracy. Mary, tu chodzi o zdrowie mojej mamy, ale widzę że dla Ciebie ważna jest tylko impreza u Twojej koleżanki! Przepraszam Cię ale mam ważniejsze rzeczy na głowie! Pa - rozłączając się rzucił telefon obok siebie. Dziewczyna próbowała skontaktować się z nim jeszcze kilka razy lecz on nie miał ochoty na słuchanie jej żalu. Chciał w spokoju wypić kawę, oglądnąć telewizję i zjeść śniadanie. Gdy był w połowie posiłku jego telefon znowu się rozdzwonił. Zniesmaczony zerknął myśląc, że to jego dziewczyna 

 "Kochanie, możesz podskoczyć do kwiaciarni i odebrać od Sabine moje okulary? Bardzo źle mi się bez nich czyta."

"Tak mamo, nie ma problemu :)"

Odpisał i szybko kończąc śniadanie poszedł się ogarniać. Po szybkim prysznicu, założył na siebie jasne jeansy i kolorowa koszulkę z krótkim rękawem. Dzień zapowiadał się ciepły ale w razie zmiany pogody zabrał ze sobą skórzaną kurtkę. Kwadrans po 11 opuścił mieszkanie i od razu udał się do kwiaciarni, miejsca pracy jego mamy. Na miejscu przywitała go uśmiechnięta od ucha do ucha Pani Sabine, najlepsza koleżanka Simone.
- Witaj Bill, tak dawno Cie nie widziałam - i uściskujac chłopaka zaśmiała się radośnie
- Witam Panią, trochę czasu minęło od naszego ostatniego spotkania - zawtórował jej uśmiechem i zamieniając z nią kilka słów, wręczyła mu przesyłkę dla matki.
- Do zobaczenia, miłego dnia Pani życzę - i z uśmiechem na twarzy opuścił mały lokal. Ruszył wolnym krokiem w stronę samochodu. Rozglądał się dookoła patrząc na duże zmiany, które zaszly w tym mieście przez ostatnie 5 lat. Jego wzrok przykuł budynek z którego wychodziło mnóstwo osób. Dorośli śmiali się wesoło zagłuszając biegające wokół nich dzieci w dziwnych strojach. Uśmiechnął się na wspomnienie swojego pobytu w placówce i ruszył wolno w stronę pasów. Wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął odpisywać bratu na wiadomość.
- Mamusiu a widziałaś jak tańczyłam z Remusem? Podobało wam się? - dziewczęcy głosik był co raz bliżej niego. Uśmiechnął się słysząc jej radość..
- Pięknie kochanie zatańczyłaś. Bardzo mi się podobało - nagle serce mu stanęło, by po chwili ruszyć z podwójna siłą. Chciało wyskoczyć mu z piersi. Delikatnie odwrócił głowę w tył. Nie mylił się! Odwrócił się w ich kierunku uśmiechając delikatnie.
- Cześć - rzucił krótko. W jednej chwili para szarych oczu wpatrzona była w niego. Szok
- Cześć Bill - panującą ciszę przerwał mężczyzna stojący za dziewczynami, którego początkowo blondyn nie zauważył.
- Franz, miło was widzieć - powiedział szczerze, kierując wzrok na blondyneczkę, która z szerokim uśmiechem wpatrywała się w niego dużymi, czekoladowymi oczami.
- Ekhmm,Bill, cześć - wydusiła w końcu Lisa. Widzial w jej oczach zmieszanie, krępowała się.
- Tatusiu kto to jest? - ciągnąć za kawałek marynarki dziewczynka skierowała wzrok na Franza
- To jest nasz stary znajomy kochanie. - wytłumaczył i już po chwili dziewczynka była w jego ramionach. Była śliczna z iskierka w oczach. Bill uśmiechnął się do niej i wyciągnąć dłoń. Bez wahania ja uscisnela i wpatrzyła się w niego.
- Hej, masz taką samą plamkę na szy jak ja! Ale fajnie! - wykrzyczała radośnie dziewczynka odchylając głowę i pokazując znamię malutkim palcem ozdobionym plastikowym pierścionkiem. Serce mocniej mu zabiło i nim zdążył odpowiedzieć, usłyszał drżący głos dziewczyny
- Wiele osób ma takie same plamki kochanie - skierował na nią swój wzrok. Spojrzała na niego. Wpatrywali się w siebie chcąc odczytać swoje myśli, gdy dźwięk sygnalizujące zielone światło przerwał te chwilę. Szybko chwyciła Franza pod rękę i mówiąc szybkie "Miło było Cię widzieć" wyminęła go kierując się w stronę parkingu.


Serce biło jej jak oszalałe. Nie chciała patrzeć na męża. Bała się, że dostrzeże jej zmieszanie.
- Ale super, że on ma taką samą plamkę co nie? - cieszyła się Valerie z tego niesamowitego odkrycia.
- Oczywiście, że super. Nieprawdaż kochanie? - usłyszała stanowczy głos swojego męża. Spojrzała na niego niepewnie. Lustrował ją wzrokiem chcąc wbił się w jej myśli. Miał kamienna twarz bez cienia uśmiechu.
- Pewnie, że super. A wiesz, za ciocia Suzi też taką ma? - próbowała zmienić temat grzebiąc teatralnie w torebce. Sama nie wiedziała czy czegoś szuka czy tylko udaje
- Ciocia Suzi ma takie na nodze ale wiesz? Ona ma takie w kształcie słonia! Albo hipopotama! - buzia się jej nie zamykała przez całą drogę do domu. Wszyscy razem śmiali się, wygłupiali. Wstąpili na lody w ramach nagrody za piękny występ. Dziewczynka była wniebowzięta. Lubiła spędzać czas z rodzicami. Obiad również zjedli na mieście. Chcąc zapewnić sobie całodniową rozrywkę udali się do zoo, a później na plac zabaw, gdzie szaleli wraz z Valerie. Po powrocie do domu wspólnie przygotowali kolacje, którą oczywiście zjedli otoczeni głośnym śmiechem. Zawsze im towarzyszył, nieważne co by się działo.
- Nie chce by ten dzień się kończył - zamruczała smutnie wtulając się w tors swego męża, który w samych bokserkach leżał w łóżku czekając na żonę. Otulił ją swym silnym ramionem i ucałował w czubek głowy
- Może wyjedziemy na urlop? - zaproponował głaszcząc delikatnie jej rękę.
- Do wakacji już nie daleko, musimy wytrzymać - westchnęła po czym zostawiła wilgotny ślad jej ust na piersi mężczyzny. Wsłuchiwała się w rytm jego serca upuszczając napięcie dzisiejszego dnia.
- Co za zbieg okoliczności - przerwał ciszę. Lisa skierowała wzrok na swego męża opierając brodę na jego piersi.
- To znaczy?
- Że Valerie ma takie samo znamię jak Bill - zamarła. Poczuła okropny ścisk żołądka, zabrakło jej tchu. Chciała coś powiedzieć ale nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Błądziła wzrokiem po całym ciele męża, szukając odpowiednich słów. Nie chciała tej rozmowy. Ta rozmowa nigdy nie powinna mieć miejsca.
- Dużo osób takie ma - rzuciła pospiesznie uwalniając się z objęć męża. Nie patrzyła na niego. Strzepywała niewidoczne pyłki z prześcieradła, gdy poczuła ciepło jego dłoni na swym ramieniu 
- Lisa ja znam prawdę - serce jej stanęło. Zastygła w bezruchu. Franz podniósł się do pozycji siedzącej i chwycił jej dłoń wpatrując się w nią. Nie ruszyła się. Nie chciała patrzeć w jego oczy.
- Wiem, że nie jestem biologicznym ojcem Valerie ...

sobota, 12 września 2020

Szansa na miłość - odcinek 2

Dostałam takiej weny, w środku nocy że mam napisane już kilka odcinków i muszę od razu jeden opublikować. Na razie nie wnosi wiele do opowiadania. Ciągle poznajemy bohaterów ale cierpliwości. Już niedługo akcja się rozwinie. Życzę miłej lektury, jesli w ogóle ktoś to czyta 😊





Szansa na miłość - odcinek 2



Dzień dłużył się niemiłosiernie. Nie mogła się skupić na pracy. Ciągle miała przed oczami twarz wpatrzoną w nią z wielkim zdziwieniem. Poczuła dziwny ucisk w żołądku. To niemożliwe aby coś do niego czuła. Nie po tym jak ją potraktował. Był dla niej bardzo ważny. Był jedyną osobą, prócz Franza na którą mogła liczyć. Był całym jej światem, aż nagle porzucił ją jak śmiecia. Bez żadnego wytłumaczenia. Wtedy zrozumiała, że była tylko zabawką. Była mu potrzebna do zabicia czasu.
Miała mnóstwo pracy, ale nie mogła pozbierać myśli. Ciągle w jej głowie pojawiał się on. Ten głupi, zapatrzony w siebie Kaulitz. Czemu się pojawił? Wymazała go z pamięci. Tak dobrze jej szło! Nie była wstanie sprawdzić dostawy, nie umiała się skupić. Chcąc odwrócic myśli starała się to uporządkować, lecz ciągle myliła się w liczeniu. Odłożyła papier i napisała krótka wiadomość do szefowej, że źle się czuję i sprawdzi dostawę jutro. Na sklepie było wystarczająco dużo ubrań, więc gdy nowa kolekcja pojawi się jutro nie będzie dużego problemu. Nadrobi dzisiejszy dzień.
- Przepraszam, mogę prosić o rozmiar M? - ciepły głos klientki wyrwał ją z rozmyślań. Uśmiechnęła się blado i zaczęła szukać na wielkim regale odpowiedniego rozmiaru.
- Proszę - wręczyła kobiecie sukienkę w nowym rozmiarze
- Może w czymś pani pomoc?
- Nie, dziękuję. Przyszłam się tylko rozglądnąć - usłyszała zza drzwi przymierzalni.
- W razie czego proszę wołać - i ruszyła spowrotem za długą czarna ładę, na której znajdował się komputer i kasa.
Godziny mijały powoli, a Lisa nie mogła znaleźć sobie miejsca. Żołądek miała ściśnięty tak bardzo, że nie potrafiła nawet przełknąć kawałka kanapki, którą zapakowała na drugie śniadanie. Dlaczego się tak czuła? Nie mogła zrozumieć swego zachowania. Minęło 5 lat od ich rozstania. Czyby się dowiedział o jej największej tajemnicy. Przecież wie tylko jedna osoba! Niemożliwe aby wrócił tylko z tego powodu! Potrząsnęła głową aby oddalić od siebie niepokój i próbowała skupić się na pracy.


- Mamo, powinnaś więcej jeść - upomniał rodzicielkę podając jej talerz z obiadem. Bardzo chciał aby jego mama doszła do zdrowia.
- Jem skarbie, po prostu mam dużo pracy - powiedziała słabo Simon próbując gorącej zupy. Jadła wolnymi, słabymi ruchami.
- Daj już spokój. Zatrudnij kogoś do pomocy, sama nie możesz tak się przemęczać. Mówiliśmy Ci z Tomem ze Ci pomożemy. Nie musisz pracować - blondyn próbował przekonać upartą kobietę, która z każdym jego słowem co raz bardziej marszczyła brwi w grymasie. Nie pierwszy raz przeprowadzali te rozmowę i kończyła się zawsze tak samo. Simone słuchają synów po czym wracając do pracy porywała się w wir zamówień.
- Nie ma takiej osoby, która by sprostała moim wymaganiom - rzuciła na odczepkę zajadając się ciepłym posiłkiem. Czuła się już lepiej, ale nadal była osłabiona.
- Mamo, proszę. Nie chcę Cię jeszcze pochować - wiedział, że ten argument najbardziej do niej dotrze. Spojrzał na nią smutnie bawiąc się bransoletką. Nie chciał myśleć o śmierci matki. Miał nadzieję, że będzie żyła jak najdłużej się da. Bardzo ją kochał i nie wyobrażał sobie jej stracić.
- Billy! Ja nie zamierzam umierać. - pogłaskała go po policzku uśmiechając się delikatnie.
- Wiem mamo, dlatego przystopuj. Znajdź kogoś kto Ci pomoże w kwiaciarni - splótł swą dłoń z dłonią matki i pocałował ją delikatnie po wewnętrznej stronie.
- Dobrze kochanie, znajdę pracownika - obiecała i wróciła do jedzenia posiłku. Blondyn był bardzo zadowolony z decyzji matki i postanowił, że pomoże jej w zatrudnieniu nowej osoby. Postanowił także spędzić z nią trochę czasu, po wyjściu ze szpitala. Chłopaki dadzą sobie radę bez niego a on dopilnuje, aby mama dbała o siebie i swoje zdrowie. Porozmawiali jeszcze chwilę, a gdy słońce chowało się za horyzontem posyłając ostatnie promienie ciepła, opuścił szpital życząc matce dobrej nocy i udał się do jej mieszkania pragnąć odpoczynku. W ciągu dnia nie miał czasu na rozmyślanie, lecz gdzieś w kąciku jego świadomości, znajdowała się ona. Minęło 5 lat odkąd ostatni raz ja widział. Jej zapłakane, piękne szare oczy, które dziś patrzyły na niego w wielkim szoku. Wiele razy żałował tego jak ją potraktował. Żałował tego, że nie zabrał jej ze sobą. Była dla niego inspiracją, jego wsparciem, jego przyjacielem. Żałował swego zachowania ale duma nie pozwalała mu się odezwać. Ojciec wiele razy mu powtarzał, że marzenia trzeba spełniać. Możesz mieć wiele kobiet ale szansa może się nie powtórzyć. Pamiętał do dziś rozmowę z ojcem.

Odłożył telefon na komodę będąc w wielkim szoku, zarazem czując nieopisane szczecie. Taka szansa! Widział zadowolenie na twarzy brata. Prędko ruszył do mieszkania rodziców aby pochwalić się nowiną. Zdyszany wbiegł na 3 piętro przeskakując co drugi schodek. Bez pukana wpadł do mieszkania wykrzykując radośnie
- Mamo! Gordon!
Zza rogu wychylił się zaskoczony mężczyzna patrzac pytająco na 20latka
- Wyjeżdżamy do Stanów! David dzwonił! Mamy podpisany kontrakt z producentem muzycznym! - wyrzucił z siebie słowa jak z karabinu maszynowego czując jak rozpiera go radość. Tak bardzo pragnął nowego życia, nowej przygody.
Ojczym podszedł uradowany wiadomością i mocno przytulił chłopaka.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę synu. Zasłużyliście na to!
- Muszę poinformować Lisę! - radośnie krzyknął i chciał wyjść, lecz ojczym chwycił go za rękę zatrzymując. Chłopak zdezorientowany spojrzał na ojczyma pytająco.
- Usiądź, porozmawiajmy.
Mężczyźni usiedli na sofie z dużym, jasnym salonie. Gordon nerowo bawił się obrączka na palcu następnie zaczął
- Słuchaj Bill, zawsze chciałem dla was jak najlepiej. Nawet nie wiesz jak bardzo starałem się pomóc wam się wybić. Z każdą kolejną zdobytą nagroda rozpierala mnie dumą, że mam tam zdolnych synów. Widzisz.. W muzyce nie ma czasu na miłości. Kariera nie idzie w parze z miłością.
- Jednak ty ja znalazłeś - przerwał mu chłopak wpatrując się niepewnie.
- Tak, ale my byliśmy dorośli. Wiele poświęciliśmy z Twoją mamą. Mieliśmy wiele chwil słabości. Ty jesteś jeszcze młody, a w miłości bywa różnie. Musisz się skupić na pracy, na karierze. Ty będziesz pracował a ona będzie siedziała w domu. Z czasem jej się znudzi, będą wybuchały między wami kłótnie, Ty będziesz zestresowany. Praca nie będzie wam szła, przez co reszta będzie obwiniała Ciebie. Lisa to fajna dziewczyna, ale nie sądzę aby zrozumiała Twoje marzenia o karierze. To prosta dziewczyna, bez większych ambicji. - Gordon zamilknął wpatrując się w chłopaka. Na jego twarzy malowało się zagubienie. Widać, że walczył ze sobą.
- Przecież my się kochamy, Lisa mnie rozumie i wspiera! - bronił swej wybranki
- Teraz tak Ci się wydaje, ale będziecie u szczytu sławy, praca pochłonie Cię całego i nie będziecie mieli dla siebie wiele czasu. Ona nie rozumie Twoich potrzeb, Twoich marzeń. - chwycił chłopaka za dłonie mocna ściskając spojrzał mu głęboko w oczy
- Billy, to jest wasza szansa, nie zmarnuj tego! Przemyśl co Ci powiedziałem. Ona nie zrozumie, będzie tylko problemem - uściskał chłopaka mocno, zostawiając go z głową myśli. Opuszczając mieszkanie rodziców zatrzymał się w pobliskim parku i myśląc długo o słowach ojca, podjął decyzję.


Siedzieli przy stole jedząc kolacje i opowiadając sobie wydarzenia z dnia dzisiejszego. Valerie śmiejąc się w głos opowiadała przygody, które przytrafiły się jej w przedszkolu. Franz wtórował blondyce po każdej skończonej opowieści, jedynie Lisa siedziała cicho, z bladym uśmiechem na twarzy z myślami błądzącymi w jej głowie. Nie słyszała głosu męża, nie słyszała roześmianego głosu córki. Wpatrywała się tempo w kieliszek wina stojący przed jej talerzem.
- Mówie Ci mamo, jakie to było śmieszne! - wyrwał ją z rozmyślań radosny głos córki, po całym pomieszczeniu rozlał się jej radosny, głośny śmiech.
- Ah, tak tak kochanie, na pewno! - kiwając głową zaśmiała się sztucznie i włożyła do ust kawałek duszonej pieczeniu i upiła łyk czerownego wina.
- Kochanie, wszystko w porządku? - poczuła ciepły dotyk na swej dłonie a zatroskane piwne oczy wpatrywały się w nią z niepokojem
- Tak, tak skarbie. Miałam po prostu ciężki dzień - uśmiechnęła się do męża ściskając jego dłoń a druga potarła skronie. Naprawdę była zmęczona. Chciała aby ten dzień się skończył.
- Mamusiu, musimy przygotować sukienkę na moje przedstawienie - upijając łyk soku pomarańczowego, dziewczynka przypomniała matce o przyszłym wydarzeniu.
- Pamiętam żabko. Zjadłaś już? - dziewczynka kiwneła radośnie głową przytakując.- To leć przygotować sobie piżamkę, ja zaraz przygotuję Ci kąpiel i do spania! Jutro jest ważny dzień. - i radośnie klasnęła w dłonie poganiając córkę. Dziewczynka wesoło pobiegła do swojego pokoju aby wykonać prośbę mamy.
- Andrea jutro mnie zastąpi. Nie mogę przegapić jej pierwszego występu - Valerie była oczkiem w głowie Franza. Zrobiłby dla niej wszystko.
- Jesteś cudowny! Już myślałam, że będę tam sama - odetchnela z ulgą i odsuwając się od stołu, usiadła na kolanach męża zarzucając ręce na jego kark. Nie zważając na nic, wpiła się w jego soczyste malinowe usta. Tak! Tego jej było trzeba. Jego bliskości, czułości. Bardzo go kochała., choć początek znajomości nie zapowiadał się na miłość.
- Gotowe! - do jadalni wbiegła dziewczyna z piżama w ręce. Lisa zaśmiała się pod nosem i wraz z córką udała się do łazienki, z której po 30 minutach wyszła czysta, pachnącą dziewczynka ubrana w różową piżamę z Królewna Śnieżką. Pożegnała się z ojcem tuląc go mocno i po chwili smacznie spała. - Już sprzątałeś? Chciałam właśnie to zrobić - rzucila widząc męża układającego naczynia w zmywarce. Podeszła do niego i wtuliła się w jego tułów chłonąc zapach jego perfum. Odwrócił się do niej przyciągając do siebie.
- Jesteś najlepszym mężem na świecie. - zadeklarowała i uśmiechając się od ucha do ucha pocałowała go namiętnie.
- No ja myślę.! - zaśmiał się radośnie. Wspólnie uprzątnęli po kolacji i widząc na zegarku już późną godzinę udali się na smaczną, długa drzemkę tuląc siebie nawzajem..

czwartek, 10 września 2020

Szansa na miłość - Odcinek 1


Szansa na miłość - odcinek 1



Leżąc wtulona w swego męża starała przeciągnąć tę błogą chwilę. Obudziła się kilka minut przed budzikiem. Nie mają ochoty wstawać przybliżyła sie do mężczyzny i objawszy go zastanawiała się nad swoją pracą. Franz ciągle powtarzał jej, że nie musi pracować, ale ona to lubiła. Pracowała w niewielkim odzieżowym butiku, w którym można było kupić wyłącznie ubrania wyjściowe, eleganckie. Nie znalazło się tam żadnego t-shirta bądź jeansów. Klientela też nie była zwykła. Same zapatrzone w siebie damy posiadające bogatych mężów. Mimo tego, iż Lisa miała wiele irytujących klientek, ona lubiła swą pracę. Było to dla niej oderwanie się od obowiązków domowych, od problemów.
- Mamo! Mamo! - drzwi sypialni otworzyły się i do środka wbiegła drobna blondyneczka.
- Dzień dobry Kochanie! Juz nie śpisz? - Valerie wskoczyła na łóżko budząc tym samym ojca.
- Cześć tato! - radośnie pisnęła i nie czekając na odpowiedź owinęła swoje malutkie rączki wokół jego szyi. Mężczyzna nie był jej dłużny, przyciągnął ją do siebie po czym pocałował w czubek głowy.
- Cześć księżniczko, jak się spało?
- Czekałam na Ciebie wczoraj w takiej pięknej różowej sukience! Dostałam ją od babci, widziałeś? - usiadła między nimi szeroko uśmiechnięta.
- Tak kochanie, widziałem. Pięknie wyglądałaś - szybkim ruchem rozczochrał jej kręcone włosy co spowodowało że Dziewczynka wybuchnęła śmiechem. Lubiła się z nim wygłupiać.
W tym momencie odezwała się komórka Lisy oznaczając, że czas drzemki się skończył. Pora wstać i przygotować wszystkich na kolejny dzień.
Żwawo ruszyli do kuchni, gdzie kobieta włączyła ekspres i ustawiła go tak, by zaparzył dwie kawy, a dla swojej córki zaczęła przygotowywać gorące kakao. Po 15 minutach na szerokiej wyspie kuchennej były przygotowane dwie mocne kawy, grzanki z dżemem malinowym, gorące kakao dla Valerie i miska musli z jogurtem naturalnym.
- Jak pięknie wyglądasz! - rzuciła radośnie kobieta w stronę swej córki, która wraz z ojcem weszła do kuchni.
- Dzisiaj tatuś wybierał mi strój do przedszkola - pochwaliła się dziewczyna kręcąc się przy tym dookoła. Zadowolony z siebie Franz usiadł przy wyspie i wziął łyk kawy.
- Jeszcze zapleciemy Ci warkocze i będziesz wyglądała jak Elza!
- Mamo! Nie lubię warkoczy! - zaczęła kręcić nosem dziewczynka niezadowolona z pomysłu rodzicielki.
- Kochanie posłuchaj mamy. Wiesz jak pięknie wyglądasz w warkoczach?! - wtrącił się Franz uśmiechając szeroko do córki. Zawsze umiał podejść dziewczynke. Widziała w nim swój ideał. Jego zdanie zawsze dla niej miało duże znaczenie.
- No dobrze! - mruknęła wgryzając się w grzankę.
Poranek minął im bardzo szybko. Niewiele przed godziną 8 rano, Lisa wraz z Valerie wsiadły do samochodu i pierwsze wyjechały z posesji kierując się w stronę przedszkola. Za nimi dom opuscił Franz.

Leżał na szerokiej kanapie popijając kawę. Zaledwie godzinę temu zjawił się w mieszkaniu swej matki. Był wykończony. Nie zmrużył oka przez cały lot. Czuł, że żołądek domaga się jedzenia, lecz nie miał siły by wstać. Postanowił dopić kawę i w drodze do szpitala wstąpić do pierwszej lepszej piekarni. Sam nie wiedział na co miał ochotę.
Cisza panującą w mieszkaniu nie pomagała mu w odzyskaniu energii. Rozglądnął się po salonie w poszukiwaniu pilota,który umożliwiłby mu włączenie wiszącego na ścianie telewizora gdy jego telefon zaczął dzwonic. Nie spoglądając na wyświetlacz odebrał
- Kaulitz, słucham?
- No cześć misiu! Gdzie Ty jesteś? Przyjechałam do Ciebie ale gosposia powiedziała, że wyjechałeś. Gdzie jesteś? Czemu nic mi nie powiedziałeś?! - piskliwy głos jego dziewczyny wydobył się z głośnika atakując pytaniami. Przewrócił oczami żałując że odebrał. Nigdy się z nią nie pokazał publicznie, nigdy też nie potwierdził tego związku, gdy go o niego pytano. Była to wysoka, szczupła blondynka z delikatnym a zarazem wyzywającym makijażem, paznokcie w kolorze wyrazistego różu zdobiły jej chude, długie palce, a obcisłe koszulki uwydatniały jej sztuczny a zarazem o wiele za duży biust. Nie była głupią blondynką. Mówiła z sensem choć czasem nie błyszczała inteligencją. Dlaczego więc z nią był? San nie wiedział. Była ładna ale nie w jego stylu. Po prostu była na jego każde zawołanie. Nie wiązał z nią przyszłości. Był to po prostu luźny związek, bynajmniej z jego strony. Była mu tylko potrzebna do seksu i nie ukrywał tego. Czasem spędzał z nią wieczory oglądając telewizję, czasem wyjeżdżali razem na wakacje, ale nie było dla niego to nic poważnego. Nie kochał jej. Kochał w życiu tylko jedną kobietę i to nie była ona.
- Cześć Mary, musiałem pilnie wyjechać do Niemiec, mama źle się poczuła. - rzucił obojętnie nie przerywając poszukiwań.
- Jak to do Niemiec? Dlaczego nic o tym nie wiem?!
- Mary, wydaje mi się że nie muszę pytać Cie o pozwolenie. Tu chodzi o moją mamę i jej zdrowie. Zrobiłabyś to samo. - sam nie wiedział po co się tłumaczy. To wszystko przez zmęczenie.
- Mogłeś mnie chociaż poinformować - oburzyła się niczym mała dziewczynka.
- Nie miałem za bardzo czasu. Słonko, nie mogę teraz rozmawiać. Właśnie jadę do szpitala. Zadzwonię do Ciebie później. Pa - i nie czekając na odpowiedź, rozłączył się. W końcu znalazł pilot od telewizora i włączając urządzenie, ułożył się wygodnie na sofie przymykając powieki. Zmęczenie wzięło górę. Zasnął.


- Mamo, pamiętasz że jutro jest przedstawienie? - spytała blondyneczka wyskakując z samochodu.
- Tak skarbie, pamiętam. Wzięłam sobie dzień wolny abym mogła przyjść i oglądnąć - Lisa chwyciła córkę z jej delikatną dłoń i ruszyły ku budynkowi. Dookoła było mnóstwo innych dzieci prowadzonych przez swoich rodziców.
- Cześć Valerie! - zza ich pleców dobiegł radosny krzyk czarnoskórej, drobnej dziewczynki która pospiesznie machała w ich kierunku
- Hej Ana! - dziewczynka zapiszczała radośnie i od razu pobiegła w stronę swojej koleżanki. Zadowolone dziewczynki, trzymając się za ręce ruszyły w stronę drzwi.
- Dzień dobry Pani Krause! - przywitała się radośnie czarnoskóra kobieta podając Lisie dłoń.
- Dzień dobry Pani Braun. Nasze córki się bardzo zaprzyjaźniły. - zauważyła z uśmiechem Lisa
- Bardzo się cieszę. Bałam się, że Ana nie będzie umiała odnaleźć się w nowym przedszkolu. Ana dużo opowiadała o Valerie, to ona przedstawiła ją swoim znajomym.
- Haha ona taka już jest. Umie się odnaleźć w każdej sytuacji  - zaśmiała się Lisa. Wiedziała, że córka nigdy nie miała problemów z poznawaniem nowych ludzi. Miała w sobie coś, co przekonywało do niej osoby. Kobiety weszły za swoimi córkami do środka po czym pomogły im się przygotować na zajęć.
- Dzisiaj tatuś przyjedzie po Ciebie, dobrze? Ja musze zostać troszkę dłużej w pracy - poprawiając kołnierzyk, pocałowała córkę w czoło i uśmiechnęła się do niej szeroko.
- Dobrze mamusiu! - Valerie przytuliła mocno swoją mamę a następnie śmiejąc się głośno pobiegła z najlepszą przyjaciółką do sali gdzie od razu zaczęły zabawę. Brunetka sprawdziła godzinę na swym zawieszonym na nadgarstku zegarku i opuściła budynek kierując się do samochodu. Miała jeszcze pół godziny do otwarcia butiku więc spokojnym tempem kierowała się ku miejsca pracy. Na szczęście na drodze nie było dużego ruchu przez co podróż zleciała jej o wiele szybciej niz zwykle. Wykorzystując to, że ma jeszcze chwilę wolnego, zaparkowała samochód na parkingu i udała się do piekarni po swoją ulubiona jagodziankę.


Drzemka trwała o wiele dłużej niż planował. Nie miał czasu na ogarnianie, więc przemył tylko twarz zimna wodą by się obudzić, szybkim ruchem przeczesał swoje blond włosy i ubierając w pośpiechu buty, udał się do podziemnego parkingu gdzie miał zastać samochód swojej rodzicielki. Niestety nie posiadał swojego samochodu w Niemczech, bo za każdym razem gdy tu był, jeździli służbowymi samochodami, wypożyczanymi specjalnie dla nich bądź przemieszczali się zespołowym vanem. Opuścił windę i od razu zaczął szukać samochodu. Chodząc w kółko po parkingu, nie mógł go zlokalizować. Tracił już cierpliwość gdy zz rogu, obok wielkiego betonowego filara ukazała się srebrna, wysoka Bmw X5. Zniecierpliwiony w biegu otworzył samochód pilotem i gdy tylko znalazl się w środku, odpalił go i z piskiem opon ruszył do szpitala. Bardzo się martwił o zdrowie swojej mamy. Dużo pracowała, przez co mało jadła, a o odpoczynku nie było mowy. Pomagał jej ma tyle ile się dało, ale Simone to uparta kobieta i nie dała się przekonać do porzucenia pracy.
Jechał wolno ulicami miasta rozglądając się dookoła. Jak się wiele zmieniło odkąd był tu ostatnim razem. Ludzie gnali przed siebie, a cel ich gonitwy był tylko im znany. Jedni wpatrzeni w ekran telefonów, inni zaś z słuchawkami w uszach szli nie oglądać się za siebie. Zwolnił przed pasami, by przepuścić starszą kobietę, czekającą na odpowiedni moment aby przedostać się na drugą stronę ruchliwej ulicy. Powoli stawiała kroki, gdy nagle obok niej pojawiła się szczupła kobieta ubrana w elegancką szarą ołówkową spódnice. Falowany kołnierz białej bluzki muskał delikatnie jej szyję a odpięty guzik odchylaj rąbek koszuli ukazując rowek między piersiami. Kremowe szpilki okrywające jej stopy, podkreślały jej szczupłe długie nogi. Staruszka zadowolona z obecności kobiety chętnie chwyciła jej dłoń i ruszyła za nią. Brunetka skierowała wzrok na niego by kiwnąć głową w podziękowaniu i zamarła na chwilę.
Blondyn już miał ruszyć z miejsca gdy w ostatniej chwili dostrzegł uciekający już wzrok dziewczyny. Te oczy! Juz je gdzieś widział. Ten piękny, szary kolor oczy!
- To nie może być ona! - i w końcu przypomniał sobie gdzie już widział te oczy.
Rozpoznał ją i wiedział, że ona poznała też jego.

wtorek, 8 września 2020

Szansa na miłość


Prolog



Leżała wygodnie na skórzanej kanapie ze wzrokiem wbitym w szklany ekran telewizora obserwując beznamiętnie pojawiające się na nim obrazy. Była wykończona, miała bardzo ciężki dzień i potrzebowała chwili odetchnienia. Dłonią delikatnie głaskała kręcne blond włoski, które rozrzucone były na jej kolanach.
Mała istotka w nią wtulona  spała smacznie z delikatnym uśmiechem na twarzy. 
Lisa chcąc zapewnić wygodę swej córce nie ruszała się z miejsca korzystając z błogiej ciszy. 5 letnia Valerie była wulkanem energi. Roztrobna, rozważna, ambitna po mamie, energiczna, z głową pełną pomysłów i dążącą do wyznaczonych celów po tacie. Długie blond włosy, malutki zadarty nosek współgrał z jej niesamowicie dużymi, czekoladowymi oczami. Nieśmiałym a zarazem szczerym uśmiechem podbijała serca każdego dorosłego człowieka. Odziedziczyła te cechę po swoim ojcu. 
Uśmiechnęła się widząc dziewczynkę w różowej balowej sukience, ściskającą przez sen plastikową srebrną różdżkę. Dźwięk przekręcanego klucza przerwał panującą w mieszkaniu ciszę. 
Odruchowo skierowała wzrok na drzwi wejściowe, w którym staną wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o ciemnych, falowanych włosach. Jego ciemna karnacja pięknie komponowała się z piwnymi oczami. Miał na sobie grafitowy, dobrze dopasowany garnitur. 
- Witaj kochanie - przywitał się z Lisą obdarowując ją czułym, pełnym miłości pocałunkiem. 
- Cześć skarbie. Czemu tak późno? - poprawiając się delikatnie na sofie, zrobiła miejsce dla swojego męża. 
- Mamy nowego klienta. Gość chce postawić dom w Stanach Zjednoczonych, pff.. Dom. To jest jakiś apartament. Ma takie wymagania, że poprawiamy średnio 5 razy dziennie jego projekt. Wydzwania, zmienia wszystko, już powoli zaczynam trącić cierpliwość. Gdyby nie to, że firma na tym projekcie zarobi mnóstwo kasy, już dawno bym gościa kopnął w tyłek.. A wy co? Miałyście bal przebierańców? - zaśmiał się dostrzegając przebraną dziewczynkę. 
- Haha tak! Mama była dziś u nas i dała jej tr sukienkę. Valerie uparła się, że poczeka na Ciebie, bo chciała Ci pokazać jak pięknie wygląda. 
- Wygląda przepięknie. Tak jak mama - spojrzał na nią wzrokiem pełnym miłości, pożądania i uwielbienia. Był w niej zakochany po uszy. Kochał ją od dawna, bardzo dawna. Zawładnęła jego sercem już w szkole podstawowej. 
- Oh Franz, przestań. Wiesz, że mnie to zawstydza - schyliła twarz zalewając się rumieńcem. On umiał ją zawstydzić, ale w sposób bardzo miły, nigdy nie obrażający. Mimo tego, iż każdego dnia powtarzał jej jak bardzo jest piękna, jak bardzo ją kocha, ona za każdym razem czuła skrępowanie. Podobało się jej to. Działał na nią. 
Delikatnie musnął jej usta, po czym powoli podniósł śpiącą córkę i powolnym krokiem ruszył do jej pokoju. 
Był wspaniałym ojcem. Kochał Valerie nad życie, dlatego nigdy nie pozwolił aby kariera była wwzniejsza od rodziny. Był szanowanym projektantem. Miał własną firmę, która wykonywała projekty dla największych firm w Niemczech, a ostatnio pojawiły się propozycje współpracy od zagranicznych firm 
Lisa cieszyła się, że mąż spełnia swoje marzenia, że się rozwija 
- Jestem niesamowicie głodny - wyszeptał jej do ucha, obejmujac ją w talii. 
- Kurczak jest w piekarniku, też chętnie zjem - odwróciła się do niego uśmiechając. 
- Nie mówiłem o kurczaku - wyszeptał zmysłowo. Delikatnie chwycil guzik jej koszuli, który po sekundzie rozluźnił koszule uwydatniając część piersi. To samo zrobił z kolejnym guzikiem. Jej serce mocniej zabiło. Temperatura ciała wzrosła a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. 
Pocałował ją. Na początku delikatnie, zmysłowo by po chwili zaatakować swym zwilżonym językiem. Przyciągnął ją do siebie ściskając z niecierpliwością jej pośladek. Dłonie Lisy wędrowały po rozgrzanym ciele mężczyzny, wywołując u niego gęsią skórkę. 
Rozpiął jej koszule, która po chwili wylądowała na jasnych panelach. Lisa nie była mu dłużna. Zdecydowanymi ruchami zdejmowała z niego ubrania, nie mogąc się doczekać aż zobaczy go nagiego. Nikt nigdy tak na nią nie działał. 
- Boże, Lisa jaka Ty jesteś piękna! - z uwielbieniem wbił w nia swoje piwne, wielkie oczy. - tak bardzo Cie kocham. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił! - i wpił się w jej usta nim zdążyła odpowiedzieć. Całował ją zachłannie, szybko a zarazem namiętnie i delikatnie. Nie odrywając się od jej ust, chwycił ją w swe ramiona i niosac na rękach skierował swe kroki ku ich sypialni. 

Gorące słońce wisiało nad pięknym, ciągle zabieganym Los Angeles. Ludzie przyjeżdżali tutaj z nadzieją robienia kariery, inni chcieli zwiedzić słynne Miasto Aniołów, inni zaś odpoczywali chłonąc ciepłe promienie słonce, wsłuchując się w szum fal.
Taką szanse dostał właśnie on. Leżał zrelaksowany na leżaku, w dłoni trzymając drinka z palemką. Który to już dzisiaj? Nie liczył. Miał błogie życie, jego problemem był kończący się w barku alkohol. Ciemne okulary Karla Lagerfelta chroniły jego oczy przed promieniami UV a chłodny drink dbał o dobre samopoczucie. Jego błogi stan przerwał dzwoniąc na stoliku IPhone. Na ekranie pojawił się napis MAMA. 
- Hallo? Mama? Cześć! Jak się masz?! - odebrał śmiało nie ukrywając swej radości. 
- Dzień dobry syneczku.. No właśnie.. Dzwonię by Ci powiedzieć, że.. Właśnie.. 
- Czy coś się stało? - niepewny i słaby głos matki nie wróżył nic dobrego. 
- Jestem w szpitalu kochanie. Ale to nic poważnego. Po prostu muszę dużo odpoczywać.. - słaby głos kobiety wydostał sie z aparatu, a dreszcz niepokoju zawładną ciałem mężczyzny. 
- Mamo co się stało? Nic Ci nie jest? - pytania leciały z jego ust w szybkim tempie. 
-  Jestem w Hamburgu.. - tyle usłyszał. Reszta słów matki jakby rozpłynęła się w mgle niepokoju. 
- Przyjadę do Ciebie! - rzucił szybko i od razu ruszył do garderoby. Jednym ruchem wyciągnął walizkę, która po kilku minutach była zapełniona potrzebnymi rzeczami. Bardzo kochał swoją matkę. Wiele jej zawdzięcza. To dzięki niej mógł spełniać marzenia. Dzięki niej wierzył w siebie, wierzył w to że jest dobrym, wartościowym człowiekiem. Ona wierzyła w niego i to dawało mu największą siłę. 
- Marc! Zarezerwuj mi bilet na najbliższy lot do Hamburga! - nakazał swojemu osobistemu ochroniarzowi a zarazem asystentowi nie przerywając pakowania. 
- Tak jest Panie Kaulitz - dobrze zbudowany, wysoki mężczyzna udał się do swego biura spełnić polecenie szefa. Pracował u niego już kilka lat i bardzo cenił sobie te pracę. 
- Panie Kaulitz, najbliższy lot do Hamburga jest za 5 godzin - wykonał telefon z informacją. 
- Rezerwuj! - jak szef kazał, tak też zrobił. 
Mężczyzna biegał po swojej sypialni wrzucając rzeczy do walizki a 3 godziny później był już w drodze na lotnisko. Droga przebiegała w ciszy. Nie miał ochoty na pogawędki, a Marc nie śmiał odezwał się pierwszy. Widział, że szefa coś męczy, lecz nie mógł przekraczać granicy. Nie pozwalały mu na to jego kompetencje. 
Siedział na wygodnej tylnej kanapie ze wzrokiem wbitym w zaciemnione szyby. Kiedy ostatni raz był w Hamburgu? Nie pamiętał.. Odwiedzał swą ojczyznę kilka razy w roku ale Hamburg? Nie chciał.. To miasto.. Za dużo wspomnień. Za dużo JEJ. 
Nagle w jego głowie pojawił się obraz. Ostatni dzień w Hamburgu. Ostatni dzień w którym ją widział.. 

Było to pewnego listopadowego dnia. Miasto było pogrążone w ciszy, ulice oświetlone niewielkimi latarniami zmoczone były od deszczu i śniegu, który w dużej ilości spadał z nieba. Nienawidziła takiej pogody. Dopadało ją wtedy przygnębienie, tęsknota za słońcem, ciepłym letnim wiatrem, który delikatnie rozwiewał jej czarne długie włosy. Czekała na niego aż wróci z pracy. Na stole przygotowane już były talerze, kieliszki i ich ulubione wino. Długie zapalone świecie delikatnie oświetlany pomieszczenie. Spóźniał się. Nie była bardzo zdziwiona. Był ostrożnym kierowcą a pogoda za oknem nie ułatwiała jazdy. Dzwoniła do niego, lecz nie odbiera. Pewnie prowadzi - pomyślała i delikatnie się usmiechęła odwracając wzrok na przygotowany stół. Zapach pieczonego kurczak z warzywami rozniósł się po całym mieszkaniu, powodując ssanie w jej żołądku. 
Usłyszała odgłos nadjeżdżającego samochodu i odruchowo wyjrzała przez okno. To był on! Zadowolona ruszyła w stronę drzwi wejściowych, aby tak jak miała w zwyczaju, powitać go czułym pocałunkiem. 
Wszedł do mieszkania i spojrzał na nią mętnym wzrokiem. Wiedział że zauważyła jego zachowanie. Wiedziała, że coś się stało. Ściągnął szybko kurtkę, buty odłożył do szafki. Nie przywitał się. Przeszedł bez słowa kierując się do łazienki. 
- Coś się stało? - spytała zaniepokojona i ruszyła za nim, lecz zamknął drzwi przed jej nosem. Cisza.  Zapukała. Słyszał to lecz wszedł do kabiny od razu puszczajac wodę. Chłodna woda okryła jego ciało wywołując dreszcze. Nie wiedział jak ma jej to powiedzieć. To była jego szansa! Zawsze tego pragnął! Długo się nad tym zastanawiał. Nie mógł zmarnować okazji. Kochał ją. Tak bardzo ją kochał, ale chciał spełniać marzenia. Wiedziała o tym! 15 minut stał bezruchu. Musiał stawić jej czoła! Nie może tego przeciągać. Otulił się ręcznikiem, zarzucił biały, puchaty szlafrok na swoje mokre ciało i wyszedł. Siedziała przy stole, zamyślona, zaniepokojona. Usiadł nic nie mówiąc. 
- Co się stało? Jesteś jakiś dziwny - zaczęła, rozlewając wina do kieliszków. 
- Muszę Ci coś powiedzieć - powiedział cicho wypijając cały kieliszek wina. Nabrał powietrza w płuca dodając sobie otuchy. Usiadła. 
- Wyjeżdżam do Stanów - odpowiedział wbijając wzrok w swe ręce. 
- Do Stanów? Na jak długo? 
- Na zawsze - cisza. W jej oczach pojawiły się łzy. Nienawidził tego widoku. Nienawidził jej płaczącej! Serce rozrywało mu się na kawałki.
- Jak to na zawsze? Przecież mamy tutaj przyjaciół, rodziny. Ja mam szkołę. Jak to sobie wyobrażasz. Mam rzucisz szkołę i przenieść się tam?! - potok słów wypływał z jej ust. Wiedział, że tak będzie, wiedział że źle go zrozumie. 
- Lisa, ja jadę sam.. - cisza. Wpatrywała się w niego niedowierzając a słone łzy spływały po jej delikatnej skórze. 
- Sam? A co ze mną? 
- Przykro mi.. - nie spojrzał na nią. Stchórzył. Nie chciał widzieć jej oczy pełnych łez, niezrozumienia, złości. Nie chciał ich takich zapamiętać. 
- Chcesz mi powiedzieć, że zrywasz ze mną?! - krzyknęła uderzając pięścią w stół. Kieliszki uderzyły o siebie pod wpływem wstrząsu, jego ciało podskoczyło w zaskoczeniu na krześle. Świdrowała go wzrokiem wyczekując odpowiedzi. Spuścił głowę wzdychając. 
- Lisa, posłuchaj.. Chcę spełniać marzenia,a teraz mam szansę. Zrozum, proszę! To było dla mnie ważne! Od dziecka na to pracowałem! - podszedł do niej, chwytając za ramię. Od razu straciła jego dłoń. 
- Było ważne ale nie tak jak ja?! 
- Przykro mi.. - nie wiedział co powiedzieć. Zapadła cisza. Stali na przeciwko wpatryjac się w siebie.
- Czyli to koniec? - spytała pierwsza odwracając wzrok. 
- Tak. - odpowiedział krótko. 
- Wczoraj mówiłeś że mnie kochasz! Że jestem całym Twoim życiem! - krzyknęła desperacko nie chcąc wierzyć w to co się dzieje. 
- Kłamałem - wiedział że to co teraz powiedział było najgorszym kłamstwem jakie mógł wymyślić.. Wiedział, że tym słowem zakończył ich związek,tak wspaniały związek. Nagle poczuł piekący ból na swoim policzku. Podniósł głowę i spojrzał w jej oczy. Piękne szare oczy otoczone były kryształowymi łzami które spływały niczym wodospad po jej nieskazitelnej skórze. Oczy, które wpatrywały się w niego z bólem i nienawiścia. Zasłużył sobie na ten cios. Powinien dostać jeszcze raz.
- Jesteś.. - nie dokończyła. Wybuchnęła płaczem i wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami. Usiadł załamany na krześle chowajac twarz w dłoniach. Policzek palił go żywym ogniem ale wiedział, że sobie na to zasłużył. Teraz otwiera się brama do jego kariery, do realizowania marzeń. To jest szansa! Lecz zmarnował swoją szansę na miłość..


Siedział w samolocie popijając szampana. Zawsze latał pierwszą klasą. W uszach miał słuchawki i po raz kolejny przesłuchiwał muzykę skomponowaną do ich nowej piosenki. Mieli wszystko zapięte na ostatni guzik, wszystko było gotowe. Teraz tylko iść do studia i zacząć nagrywać ale jak to on, musiał sprawdzić wszystko jeszcze ten ostatni raz. Był perfekcjonistą. 
- Proszę zapiąć pasy! - usłyszał miły głos stewardessy, która pojawiła się nagle obok niego. Zrobił to o co go poprosiła. ROzluźniając się na fotelu zamknął oczy by po chwili poczuć start samolotu kierującego się ku jego przeszłości..





Witam. Bardzo dawno mnie tu nie bylo.. Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale pojawił się pomysł w mojej głowie i postanowiłam go zrealizować. Wyszłam z wprawy w pisaniu ale może nie będzie tak źle. Jeśli ktoś tu się pojawi to proszę dać znać jak mi poszło :) udanej lektury :) 

wtorek, 27 stycznia 2015

Informacja !!

Kochani Moi ..

Bardzo przepraszam Was za brak nowego odcinka, ale totalnie nie mam czasu..
Teraz mam tyle nauki, że aż chce mi się nią żygać, dodatkowo związek mi się psuje..
Wszystko mam na głowie i naprawdę strasznie się we wszystkim pogubiłam :(

Ehh.. nowy odcinek mam napisany do połowy, za niedługo do niego usiąde i dokończe, ale nie mam pojęcia kiedy to będzie :(
Kochani ! Ja czytam wasze nowości, a jeżeli nie zostawiłam komentarza, tzn, że już nie zdążyłam, ale pamiętajcie, że jestem "NA CZASIE" i nie mam żadnych zaległości :)

Myślę, że nie ma sensu rozpisywać sie dalej, chciałam Wam tylko dać znać, że żyje i będę kontynuowała opowiadanie, ale po prostu nie mogę znaleźć wolnej chwili :(

Trzymajcie się mocno !
Kocham Was :) :*