wtorek, 8 września 2020

Szansa na miłość


Prolog



Leżała wygodnie na skórzanej kanapie ze wzrokiem wbitym w szklany ekran telewizora obserwując beznamiętnie pojawiające się na nim obrazy. Była wykończona, miała bardzo ciężki dzień i potrzebowała chwili odetchnienia. Dłonią delikatnie głaskała kręcne blond włoski, które rozrzucone były na jej kolanach.
Mała istotka w nią wtulona  spała smacznie z delikatnym uśmiechem na twarzy. 
Lisa chcąc zapewnić wygodę swej córce nie ruszała się z miejsca korzystając z błogiej ciszy. 5 letnia Valerie była wulkanem energi. Roztrobna, rozważna, ambitna po mamie, energiczna, z głową pełną pomysłów i dążącą do wyznaczonych celów po tacie. Długie blond włosy, malutki zadarty nosek współgrał z jej niesamowicie dużymi, czekoladowymi oczami. Nieśmiałym a zarazem szczerym uśmiechem podbijała serca każdego dorosłego człowieka. Odziedziczyła te cechę po swoim ojcu. 
Uśmiechnęła się widząc dziewczynkę w różowej balowej sukience, ściskającą przez sen plastikową srebrną różdżkę. Dźwięk przekręcanego klucza przerwał panującą w mieszkaniu ciszę. 
Odruchowo skierowała wzrok na drzwi wejściowe, w którym staną wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o ciemnych, falowanych włosach. Jego ciemna karnacja pięknie komponowała się z piwnymi oczami. Miał na sobie grafitowy, dobrze dopasowany garnitur. 
- Witaj kochanie - przywitał się z Lisą obdarowując ją czułym, pełnym miłości pocałunkiem. 
- Cześć skarbie. Czemu tak późno? - poprawiając się delikatnie na sofie, zrobiła miejsce dla swojego męża. 
- Mamy nowego klienta. Gość chce postawić dom w Stanach Zjednoczonych, pff.. Dom. To jest jakiś apartament. Ma takie wymagania, że poprawiamy średnio 5 razy dziennie jego projekt. Wydzwania, zmienia wszystko, już powoli zaczynam trącić cierpliwość. Gdyby nie to, że firma na tym projekcie zarobi mnóstwo kasy, już dawno bym gościa kopnął w tyłek.. A wy co? Miałyście bal przebierańców? - zaśmiał się dostrzegając przebraną dziewczynkę. 
- Haha tak! Mama była dziś u nas i dała jej tr sukienkę. Valerie uparła się, że poczeka na Ciebie, bo chciała Ci pokazać jak pięknie wygląda. 
- Wygląda przepięknie. Tak jak mama - spojrzał na nią wzrokiem pełnym miłości, pożądania i uwielbienia. Był w niej zakochany po uszy. Kochał ją od dawna, bardzo dawna. Zawładnęła jego sercem już w szkole podstawowej. 
- Oh Franz, przestań. Wiesz, że mnie to zawstydza - schyliła twarz zalewając się rumieńcem. On umiał ją zawstydzić, ale w sposób bardzo miły, nigdy nie obrażający. Mimo tego, iż każdego dnia powtarzał jej jak bardzo jest piękna, jak bardzo ją kocha, ona za każdym razem czuła skrępowanie. Podobało się jej to. Działał na nią. 
Delikatnie musnął jej usta, po czym powoli podniósł śpiącą córkę i powolnym krokiem ruszył do jej pokoju. 
Był wspaniałym ojcem. Kochał Valerie nad życie, dlatego nigdy nie pozwolił aby kariera była wwzniejsza od rodziny. Był szanowanym projektantem. Miał własną firmę, która wykonywała projekty dla największych firm w Niemczech, a ostatnio pojawiły się propozycje współpracy od zagranicznych firm 
Lisa cieszyła się, że mąż spełnia swoje marzenia, że się rozwija 
- Jestem niesamowicie głodny - wyszeptał jej do ucha, obejmujac ją w talii. 
- Kurczak jest w piekarniku, też chętnie zjem - odwróciła się do niego uśmiechając. 
- Nie mówiłem o kurczaku - wyszeptał zmysłowo. Delikatnie chwycil guzik jej koszuli, który po sekundzie rozluźnił koszule uwydatniając część piersi. To samo zrobił z kolejnym guzikiem. Jej serce mocniej zabiło. Temperatura ciała wzrosła a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. 
Pocałował ją. Na początku delikatnie, zmysłowo by po chwili zaatakować swym zwilżonym językiem. Przyciągnął ją do siebie ściskając z niecierpliwością jej pośladek. Dłonie Lisy wędrowały po rozgrzanym ciele mężczyzny, wywołując u niego gęsią skórkę. 
Rozpiął jej koszule, która po chwili wylądowała na jasnych panelach. Lisa nie była mu dłużna. Zdecydowanymi ruchami zdejmowała z niego ubrania, nie mogąc się doczekać aż zobaczy go nagiego. Nikt nigdy tak na nią nie działał. 
- Boże, Lisa jaka Ty jesteś piękna! - z uwielbieniem wbił w nia swoje piwne, wielkie oczy. - tak bardzo Cie kocham. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił! - i wpił się w jej usta nim zdążyła odpowiedzieć. Całował ją zachłannie, szybko a zarazem namiętnie i delikatnie. Nie odrywając się od jej ust, chwycił ją w swe ramiona i niosac na rękach skierował swe kroki ku ich sypialni. 

Gorące słońce wisiało nad pięknym, ciągle zabieganym Los Angeles. Ludzie przyjeżdżali tutaj z nadzieją robienia kariery, inni chcieli zwiedzić słynne Miasto Aniołów, inni zaś odpoczywali chłonąc ciepłe promienie słonce, wsłuchując się w szum fal.
Taką szanse dostał właśnie on. Leżał zrelaksowany na leżaku, w dłoni trzymając drinka z palemką. Który to już dzisiaj? Nie liczył. Miał błogie życie, jego problemem był kończący się w barku alkohol. Ciemne okulary Karla Lagerfelta chroniły jego oczy przed promieniami UV a chłodny drink dbał o dobre samopoczucie. Jego błogi stan przerwał dzwoniąc na stoliku IPhone. Na ekranie pojawił się napis MAMA. 
- Hallo? Mama? Cześć! Jak się masz?! - odebrał śmiało nie ukrywając swej radości. 
- Dzień dobry syneczku.. No właśnie.. Dzwonię by Ci powiedzieć, że.. Właśnie.. 
- Czy coś się stało? - niepewny i słaby głos matki nie wróżył nic dobrego. 
- Jestem w szpitalu kochanie. Ale to nic poważnego. Po prostu muszę dużo odpoczywać.. - słaby głos kobiety wydostał sie z aparatu, a dreszcz niepokoju zawładną ciałem mężczyzny. 
- Mamo co się stało? Nic Ci nie jest? - pytania leciały z jego ust w szybkim tempie. 
-  Jestem w Hamburgu.. - tyle usłyszał. Reszta słów matki jakby rozpłynęła się w mgle niepokoju. 
- Przyjadę do Ciebie! - rzucił szybko i od razu ruszył do garderoby. Jednym ruchem wyciągnął walizkę, która po kilku minutach była zapełniona potrzebnymi rzeczami. Bardzo kochał swoją matkę. Wiele jej zawdzięcza. To dzięki niej mógł spełniać marzenia. Dzięki niej wierzył w siebie, wierzył w to że jest dobrym, wartościowym człowiekiem. Ona wierzyła w niego i to dawało mu największą siłę. 
- Marc! Zarezerwuj mi bilet na najbliższy lot do Hamburga! - nakazał swojemu osobistemu ochroniarzowi a zarazem asystentowi nie przerywając pakowania. 
- Tak jest Panie Kaulitz - dobrze zbudowany, wysoki mężczyzna udał się do swego biura spełnić polecenie szefa. Pracował u niego już kilka lat i bardzo cenił sobie te pracę. 
- Panie Kaulitz, najbliższy lot do Hamburga jest za 5 godzin - wykonał telefon z informacją. 
- Rezerwuj! - jak szef kazał, tak też zrobił. 
Mężczyzna biegał po swojej sypialni wrzucając rzeczy do walizki a 3 godziny później był już w drodze na lotnisko. Droga przebiegała w ciszy. Nie miał ochoty na pogawędki, a Marc nie śmiał odezwał się pierwszy. Widział, że szefa coś męczy, lecz nie mógł przekraczać granicy. Nie pozwalały mu na to jego kompetencje. 
Siedział na wygodnej tylnej kanapie ze wzrokiem wbitym w zaciemnione szyby. Kiedy ostatni raz był w Hamburgu? Nie pamiętał.. Odwiedzał swą ojczyznę kilka razy w roku ale Hamburg? Nie chciał.. To miasto.. Za dużo wspomnień. Za dużo JEJ. 
Nagle w jego głowie pojawił się obraz. Ostatni dzień w Hamburgu. Ostatni dzień w którym ją widział.. 

Było to pewnego listopadowego dnia. Miasto było pogrążone w ciszy, ulice oświetlone niewielkimi latarniami zmoczone były od deszczu i śniegu, który w dużej ilości spadał z nieba. Nienawidziła takiej pogody. Dopadało ją wtedy przygnębienie, tęsknota za słońcem, ciepłym letnim wiatrem, który delikatnie rozwiewał jej czarne długie włosy. Czekała na niego aż wróci z pracy. Na stole przygotowane już były talerze, kieliszki i ich ulubione wino. Długie zapalone świecie delikatnie oświetlany pomieszczenie. Spóźniał się. Nie była bardzo zdziwiona. Był ostrożnym kierowcą a pogoda za oknem nie ułatwiała jazdy. Dzwoniła do niego, lecz nie odbiera. Pewnie prowadzi - pomyślała i delikatnie się usmiechęła odwracając wzrok na przygotowany stół. Zapach pieczonego kurczak z warzywami rozniósł się po całym mieszkaniu, powodując ssanie w jej żołądku. 
Usłyszała odgłos nadjeżdżającego samochodu i odruchowo wyjrzała przez okno. To był on! Zadowolona ruszyła w stronę drzwi wejściowych, aby tak jak miała w zwyczaju, powitać go czułym pocałunkiem. 
Wszedł do mieszkania i spojrzał na nią mętnym wzrokiem. Wiedział że zauważyła jego zachowanie. Wiedziała, że coś się stało. Ściągnął szybko kurtkę, buty odłożył do szafki. Nie przywitał się. Przeszedł bez słowa kierując się do łazienki. 
- Coś się stało? - spytała zaniepokojona i ruszyła za nim, lecz zamknął drzwi przed jej nosem. Cisza.  Zapukała. Słyszał to lecz wszedł do kabiny od razu puszczajac wodę. Chłodna woda okryła jego ciało wywołując dreszcze. Nie wiedział jak ma jej to powiedzieć. To była jego szansa! Zawsze tego pragnął! Długo się nad tym zastanawiał. Nie mógł zmarnować okazji. Kochał ją. Tak bardzo ją kochał, ale chciał spełniać marzenia. Wiedziała o tym! 15 minut stał bezruchu. Musiał stawić jej czoła! Nie może tego przeciągać. Otulił się ręcznikiem, zarzucił biały, puchaty szlafrok na swoje mokre ciało i wyszedł. Siedziała przy stole, zamyślona, zaniepokojona. Usiadł nic nie mówiąc. 
- Co się stało? Jesteś jakiś dziwny - zaczęła, rozlewając wina do kieliszków. 
- Muszę Ci coś powiedzieć - powiedział cicho wypijając cały kieliszek wina. Nabrał powietrza w płuca dodając sobie otuchy. Usiadła. 
- Wyjeżdżam do Stanów - odpowiedział wbijając wzrok w swe ręce. 
- Do Stanów? Na jak długo? 
- Na zawsze - cisza. W jej oczach pojawiły się łzy. Nienawidził tego widoku. Nienawidził jej płaczącej! Serce rozrywało mu się na kawałki.
- Jak to na zawsze? Przecież mamy tutaj przyjaciół, rodziny. Ja mam szkołę. Jak to sobie wyobrażasz. Mam rzucisz szkołę i przenieść się tam?! - potok słów wypływał z jej ust. Wiedział, że tak będzie, wiedział że źle go zrozumie. 
- Lisa, ja jadę sam.. - cisza. Wpatrywała się w niego niedowierzając a słone łzy spływały po jej delikatnej skórze. 
- Sam? A co ze mną? 
- Przykro mi.. - nie spojrzał na nią. Stchórzył. Nie chciał widzieć jej oczy pełnych łez, niezrozumienia, złości. Nie chciał ich takich zapamiętać. 
- Chcesz mi powiedzieć, że zrywasz ze mną?! - krzyknęła uderzając pięścią w stół. Kieliszki uderzyły o siebie pod wpływem wstrząsu, jego ciało podskoczyło w zaskoczeniu na krześle. Świdrowała go wzrokiem wyczekując odpowiedzi. Spuścił głowę wzdychając. 
- Lisa, posłuchaj.. Chcę spełniać marzenia,a teraz mam szansę. Zrozum, proszę! To było dla mnie ważne! Od dziecka na to pracowałem! - podszedł do niej, chwytając za ramię. Od razu straciła jego dłoń. 
- Było ważne ale nie tak jak ja?! 
- Przykro mi.. - nie wiedział co powiedzieć. Zapadła cisza. Stali na przeciwko wpatryjac się w siebie.
- Czyli to koniec? - spytała pierwsza odwracając wzrok. 
- Tak. - odpowiedział krótko. 
- Wczoraj mówiłeś że mnie kochasz! Że jestem całym Twoim życiem! - krzyknęła desperacko nie chcąc wierzyć w to co się dzieje. 
- Kłamałem - wiedział że to co teraz powiedział było najgorszym kłamstwem jakie mógł wymyślić.. Wiedział, że tym słowem zakończył ich związek,tak wspaniały związek. Nagle poczuł piekący ból na swoim policzku. Podniósł głowę i spojrzał w jej oczy. Piękne szare oczy otoczone były kryształowymi łzami które spływały niczym wodospad po jej nieskazitelnej skórze. Oczy, które wpatrywały się w niego z bólem i nienawiścia. Zasłużył sobie na ten cios. Powinien dostać jeszcze raz.
- Jesteś.. - nie dokończyła. Wybuchnęła płaczem i wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami. Usiadł załamany na krześle chowajac twarz w dłoniach. Policzek palił go żywym ogniem ale wiedział, że sobie na to zasłużył. Teraz otwiera się brama do jego kariery, do realizowania marzeń. To jest szansa! Lecz zmarnował swoją szansę na miłość..


Siedział w samolocie popijając szampana. Zawsze latał pierwszą klasą. W uszach miał słuchawki i po raz kolejny przesłuchiwał muzykę skomponowaną do ich nowej piosenki. Mieli wszystko zapięte na ostatni guzik, wszystko było gotowe. Teraz tylko iść do studia i zacząć nagrywać ale jak to on, musiał sprawdzić wszystko jeszcze ten ostatni raz. Był perfekcjonistą. 
- Proszę zapiąć pasy! - usłyszał miły głos stewardessy, która pojawiła się nagle obok niego. Zrobił to o co go poprosiła. ROzluźniając się na fotelu zamknął oczy by po chwili poczuć start samolotu kierującego się ku jego przeszłości..





Witam. Bardzo dawno mnie tu nie bylo.. Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale pojawił się pomysł w mojej głowie i postanowiłam go zrealizować. Wyszłam z wprawy w pisaniu ale może nie będzie tak źle. Jeśli ktoś tu się pojawi to proszę dać znać jak mi poszło :) udanej lektury :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To one dają mi siłę i są dla mnie ważne :)
Dzięki nim wiem, że mam dla kogo pisać :) :*