czwartek, 10 września 2020

Szansa na miłość - Odcinek 1


Szansa na miłość - odcinek 1



Leżąc wtulona w swego męża starała przeciągnąć tę błogą chwilę. Obudziła się kilka minut przed budzikiem. Nie mają ochoty wstawać przybliżyła sie do mężczyzny i objawszy go zastanawiała się nad swoją pracą. Franz ciągle powtarzał jej, że nie musi pracować, ale ona to lubiła. Pracowała w niewielkim odzieżowym butiku, w którym można było kupić wyłącznie ubrania wyjściowe, eleganckie. Nie znalazło się tam żadnego t-shirta bądź jeansów. Klientela też nie była zwykła. Same zapatrzone w siebie damy posiadające bogatych mężów. Mimo tego, iż Lisa miała wiele irytujących klientek, ona lubiła swą pracę. Było to dla niej oderwanie się od obowiązków domowych, od problemów.
- Mamo! Mamo! - drzwi sypialni otworzyły się i do środka wbiegła drobna blondyneczka.
- Dzień dobry Kochanie! Juz nie śpisz? - Valerie wskoczyła na łóżko budząc tym samym ojca.
- Cześć tato! - radośnie pisnęła i nie czekając na odpowiedź owinęła swoje malutkie rączki wokół jego szyi. Mężczyzna nie był jej dłużny, przyciągnął ją do siebie po czym pocałował w czubek głowy.
- Cześć księżniczko, jak się spało?
- Czekałam na Ciebie wczoraj w takiej pięknej różowej sukience! Dostałam ją od babci, widziałeś? - usiadła między nimi szeroko uśmiechnięta.
- Tak kochanie, widziałem. Pięknie wyglądałaś - szybkim ruchem rozczochrał jej kręcone włosy co spowodowało że Dziewczynka wybuchnęła śmiechem. Lubiła się z nim wygłupiać.
W tym momencie odezwała się komórka Lisy oznaczając, że czas drzemki się skończył. Pora wstać i przygotować wszystkich na kolejny dzień.
Żwawo ruszyli do kuchni, gdzie kobieta włączyła ekspres i ustawiła go tak, by zaparzył dwie kawy, a dla swojej córki zaczęła przygotowywać gorące kakao. Po 15 minutach na szerokiej wyspie kuchennej były przygotowane dwie mocne kawy, grzanki z dżemem malinowym, gorące kakao dla Valerie i miska musli z jogurtem naturalnym.
- Jak pięknie wyglądasz! - rzuciła radośnie kobieta w stronę swej córki, która wraz z ojcem weszła do kuchni.
- Dzisiaj tatuś wybierał mi strój do przedszkola - pochwaliła się dziewczyna kręcąc się przy tym dookoła. Zadowolony z siebie Franz usiadł przy wyspie i wziął łyk kawy.
- Jeszcze zapleciemy Ci warkocze i będziesz wyglądała jak Elza!
- Mamo! Nie lubię warkoczy! - zaczęła kręcić nosem dziewczynka niezadowolona z pomysłu rodzicielki.
- Kochanie posłuchaj mamy. Wiesz jak pięknie wyglądasz w warkoczach?! - wtrącił się Franz uśmiechając szeroko do córki. Zawsze umiał podejść dziewczynke. Widziała w nim swój ideał. Jego zdanie zawsze dla niej miało duże znaczenie.
- No dobrze! - mruknęła wgryzając się w grzankę.
Poranek minął im bardzo szybko. Niewiele przed godziną 8 rano, Lisa wraz z Valerie wsiadły do samochodu i pierwsze wyjechały z posesji kierując się w stronę przedszkola. Za nimi dom opuscił Franz.

Leżał na szerokiej kanapie popijając kawę. Zaledwie godzinę temu zjawił się w mieszkaniu swej matki. Był wykończony. Nie zmrużył oka przez cały lot. Czuł, że żołądek domaga się jedzenia, lecz nie miał siły by wstać. Postanowił dopić kawę i w drodze do szpitala wstąpić do pierwszej lepszej piekarni. Sam nie wiedział na co miał ochotę.
Cisza panującą w mieszkaniu nie pomagała mu w odzyskaniu energii. Rozglądnął się po salonie w poszukiwaniu pilota,który umożliwiłby mu włączenie wiszącego na ścianie telewizora gdy jego telefon zaczął dzwonic. Nie spoglądając na wyświetlacz odebrał
- Kaulitz, słucham?
- No cześć misiu! Gdzie Ty jesteś? Przyjechałam do Ciebie ale gosposia powiedziała, że wyjechałeś. Gdzie jesteś? Czemu nic mi nie powiedziałeś?! - piskliwy głos jego dziewczyny wydobył się z głośnika atakując pytaniami. Przewrócił oczami żałując że odebrał. Nigdy się z nią nie pokazał publicznie, nigdy też nie potwierdził tego związku, gdy go o niego pytano. Była to wysoka, szczupła blondynka z delikatnym a zarazem wyzywającym makijażem, paznokcie w kolorze wyrazistego różu zdobiły jej chude, długie palce, a obcisłe koszulki uwydatniały jej sztuczny a zarazem o wiele za duży biust. Nie była głupią blondynką. Mówiła z sensem choć czasem nie błyszczała inteligencją. Dlaczego więc z nią był? San nie wiedział. Była ładna ale nie w jego stylu. Po prostu była na jego każde zawołanie. Nie wiązał z nią przyszłości. Był to po prostu luźny związek, bynajmniej z jego strony. Była mu tylko potrzebna do seksu i nie ukrywał tego. Czasem spędzał z nią wieczory oglądając telewizję, czasem wyjeżdżali razem na wakacje, ale nie było dla niego to nic poważnego. Nie kochał jej. Kochał w życiu tylko jedną kobietę i to nie była ona.
- Cześć Mary, musiałem pilnie wyjechać do Niemiec, mama źle się poczuła. - rzucił obojętnie nie przerywając poszukiwań.
- Jak to do Niemiec? Dlaczego nic o tym nie wiem?!
- Mary, wydaje mi się że nie muszę pytać Cie o pozwolenie. Tu chodzi o moją mamę i jej zdrowie. Zrobiłabyś to samo. - sam nie wiedział po co się tłumaczy. To wszystko przez zmęczenie.
- Mogłeś mnie chociaż poinformować - oburzyła się niczym mała dziewczynka.
- Nie miałem za bardzo czasu. Słonko, nie mogę teraz rozmawiać. Właśnie jadę do szpitala. Zadzwonię do Ciebie później. Pa - i nie czekając na odpowiedź, rozłączył się. W końcu znalazł pilot od telewizora i włączając urządzenie, ułożył się wygodnie na sofie przymykając powieki. Zmęczenie wzięło górę. Zasnął.


- Mamo, pamiętasz że jutro jest przedstawienie? - spytała blondyneczka wyskakując z samochodu.
- Tak skarbie, pamiętam. Wzięłam sobie dzień wolny abym mogła przyjść i oglądnąć - Lisa chwyciła córkę z jej delikatną dłoń i ruszyły ku budynkowi. Dookoła było mnóstwo innych dzieci prowadzonych przez swoich rodziców.
- Cześć Valerie! - zza ich pleców dobiegł radosny krzyk czarnoskórej, drobnej dziewczynki która pospiesznie machała w ich kierunku
- Hej Ana! - dziewczynka zapiszczała radośnie i od razu pobiegła w stronę swojej koleżanki. Zadowolone dziewczynki, trzymając się za ręce ruszyły w stronę drzwi.
- Dzień dobry Pani Krause! - przywitała się radośnie czarnoskóra kobieta podając Lisie dłoń.
- Dzień dobry Pani Braun. Nasze córki się bardzo zaprzyjaźniły. - zauważyła z uśmiechem Lisa
- Bardzo się cieszę. Bałam się, że Ana nie będzie umiała odnaleźć się w nowym przedszkolu. Ana dużo opowiadała o Valerie, to ona przedstawiła ją swoim znajomym.
- Haha ona taka już jest. Umie się odnaleźć w każdej sytuacji  - zaśmiała się Lisa. Wiedziała, że córka nigdy nie miała problemów z poznawaniem nowych ludzi. Miała w sobie coś, co przekonywało do niej osoby. Kobiety weszły za swoimi córkami do środka po czym pomogły im się przygotować na zajęć.
- Dzisiaj tatuś przyjedzie po Ciebie, dobrze? Ja musze zostać troszkę dłużej w pracy - poprawiając kołnierzyk, pocałowała córkę w czoło i uśmiechnęła się do niej szeroko.
- Dobrze mamusiu! - Valerie przytuliła mocno swoją mamę a następnie śmiejąc się głośno pobiegła z najlepszą przyjaciółką do sali gdzie od razu zaczęły zabawę. Brunetka sprawdziła godzinę na swym zawieszonym na nadgarstku zegarku i opuściła budynek kierując się do samochodu. Miała jeszcze pół godziny do otwarcia butiku więc spokojnym tempem kierowała się ku miejsca pracy. Na szczęście na drodze nie było dużego ruchu przez co podróż zleciała jej o wiele szybciej niz zwykle. Wykorzystując to, że ma jeszcze chwilę wolnego, zaparkowała samochód na parkingu i udała się do piekarni po swoją ulubiona jagodziankę.


Drzemka trwała o wiele dłużej niż planował. Nie miał czasu na ogarnianie, więc przemył tylko twarz zimna wodą by się obudzić, szybkim ruchem przeczesał swoje blond włosy i ubierając w pośpiechu buty, udał się do podziemnego parkingu gdzie miał zastać samochód swojej rodzicielki. Niestety nie posiadał swojego samochodu w Niemczech, bo za każdym razem gdy tu był, jeździli służbowymi samochodami, wypożyczanymi specjalnie dla nich bądź przemieszczali się zespołowym vanem. Opuścił windę i od razu zaczął szukać samochodu. Chodząc w kółko po parkingu, nie mógł go zlokalizować. Tracił już cierpliwość gdy zz rogu, obok wielkiego betonowego filara ukazała się srebrna, wysoka Bmw X5. Zniecierpliwiony w biegu otworzył samochód pilotem i gdy tylko znalazl się w środku, odpalił go i z piskiem opon ruszył do szpitala. Bardzo się martwił o zdrowie swojej mamy. Dużo pracowała, przez co mało jadła, a o odpoczynku nie było mowy. Pomagał jej ma tyle ile się dało, ale Simone to uparta kobieta i nie dała się przekonać do porzucenia pracy.
Jechał wolno ulicami miasta rozglądając się dookoła. Jak się wiele zmieniło odkąd był tu ostatnim razem. Ludzie gnali przed siebie, a cel ich gonitwy był tylko im znany. Jedni wpatrzeni w ekran telefonów, inni zaś z słuchawkami w uszach szli nie oglądać się za siebie. Zwolnił przed pasami, by przepuścić starszą kobietę, czekającą na odpowiedni moment aby przedostać się na drugą stronę ruchliwej ulicy. Powoli stawiała kroki, gdy nagle obok niej pojawiła się szczupła kobieta ubrana w elegancką szarą ołówkową spódnice. Falowany kołnierz białej bluzki muskał delikatnie jej szyję a odpięty guzik odchylaj rąbek koszuli ukazując rowek między piersiami. Kremowe szpilki okrywające jej stopy, podkreślały jej szczupłe długie nogi. Staruszka zadowolona z obecności kobiety chętnie chwyciła jej dłoń i ruszyła za nią. Brunetka skierowała wzrok na niego by kiwnąć głową w podziękowaniu i zamarła na chwilę.
Blondyn już miał ruszyć z miejsca gdy w ostatniej chwili dostrzegł uciekający już wzrok dziewczyny. Te oczy! Juz je gdzieś widział. Ten piękny, szary kolor oczy!
- To nie może być ona! - i w końcu przypomniał sobie gdzie już widział te oczy.
Rozpoznał ją i wiedział, że ona poznała też jego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To one dają mi siłę i są dla mnie ważne :)
Dzięki nim wiem, że mam dla kogo pisać :) :*