poniedziałek, 14 września 2020

Szansa na miłość - odcinek 3

Szansa na miłość - odcinek 3



Promienie wschodzącego słońca przedzierały się przez jedwabne zasłony wiszące w pokoju gościnnym jego rodziców. Wiercił się na łóżku próbując przedłużyć sen, lecz wszelkie próby szły na marne. Zdenerwowany wczesną pobudką postanowił rozpocząć nowy dzień. W samych bokserkach udał się do kuchni w celu sporządzenia magicznego napokoju zwanego kawą. Chwycił po drodze swój telefon zerkając na wyświetlacz. Wiadomość od brata z pytaniem o stan mamy go nie zdziwiła. Już był w trakcie odpisania, gdy telefon zaczął dzwonić. Westchnął
- Cześć słonko, co tam? - nie miał ochoty na rozmowę z dziewczyną, ale wczorajszego dnia nie odezwał się do niej ani słowem, więc był jej winny jakąkolwiek informacje.
- No cześć misiu, czemu się nie odzywasz? Martwię się o Ciebie.. Mam nadzieję, że mnie nie zdradzasz - piskliwy głos jego dziewczyny nie poprawił mu humoru.
- Przepraszam, wczoraj cały dzień spędziłem z mamą a gdy wróciłem do domu byłem padnięty - dmuchając na gorący napój trzymający w dłoni udał się do salonu aby usiąść wygodnie w szefokim i jakże wygodnym fotelu.
- Jak czuje się mama?
- Lepiej ale nadal jest słaba. Musi dużo odpoczywać dlatego będzie jej potrzebna pomoc. Zostanę z nią jeszcze kilka tygodni - upił łyk kawy czując ciepło rozchodzące się po jego ciele.
- Jak to kilka tygodni? Obiecałeś, że pójdziesz ze mną na imprezę do Ashley - z oburzeniem w głosie naskoczyła na blondyna.
Przewrócił oczami. Kompletnie zapomniał o tej imprezie. Nie miał ochoty na nią iść ale dziewczyna suszyła mu głowę więc zgodził się na odczepkę.
- Przepraszam Cie słonko, ale zrozum, moja mama mnie potrzebuje. Nie mogę jej zostawić samej - włączył telewizor i rozmawiając z dziewczyną skakał po kanałach. Słyszał jak niezadowolona wzdycha do telefonu lecz wcale się tym nie przejął.
- Rozumiem Cię, ale obiecałeś!
- Jeszcze nie raz pójdziemy do niej na imprezę. - nie wierzył w swoje słowa, ale chciał udobruchać dziewczynę. Nie przepadał za jej koleżanka, więc za każdym razem wymyślał jakiś pretekst by tylko zostać w domu.
- Zawsze tak mówisz i co? Zawsze coś! A bo to nagłe spotkanie z producentem, a to problem z piosenką i musisz jechać do studia. A co było ostatnim razem? Ah tak! Przebita opona w samochodzie.. Bill jak mam Ci ufać?! - słyszał jak powstrzymuje szloch. Ponownie przewrócił oczami. O czym ona w ogóle mówi? Zaufanie? I tym niby stracił jej zaufanie? Powstrzymywał się by nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie moja wina, że zależy mi na pracy. Mary, tu chodzi o zdrowie mojej mamy, ale widzę że dla Ciebie ważna jest tylko impreza u Twojej koleżanki! Przepraszam Cię ale mam ważniejsze rzeczy na głowie! Pa - rozłączając się rzucił telefon obok siebie. Dziewczyna próbowała skontaktować się z nim jeszcze kilka razy lecz on nie miał ochoty na słuchanie jej żalu. Chciał w spokoju wypić kawę, oglądnąć telewizję i zjeść śniadanie. Gdy był w połowie posiłku jego telefon znowu się rozdzwonił. Zniesmaczony zerknął myśląc, że to jego dziewczyna 

 "Kochanie, możesz podskoczyć do kwiaciarni i odebrać od Sabine moje okulary? Bardzo źle mi się bez nich czyta."

"Tak mamo, nie ma problemu :)"

Odpisał i szybko kończąc śniadanie poszedł się ogarniać. Po szybkim prysznicu, założył na siebie jasne jeansy i kolorowa koszulkę z krótkim rękawem. Dzień zapowiadał się ciepły ale w razie zmiany pogody zabrał ze sobą skórzaną kurtkę. Kwadrans po 11 opuścił mieszkanie i od razu udał się do kwiaciarni, miejsca pracy jego mamy. Na miejscu przywitała go uśmiechnięta od ucha do ucha Pani Sabine, najlepsza koleżanka Simone.
- Witaj Bill, tak dawno Cie nie widziałam - i uściskujac chłopaka zaśmiała się radośnie
- Witam Panią, trochę czasu minęło od naszego ostatniego spotkania - zawtórował jej uśmiechem i zamieniając z nią kilka słów, wręczyła mu przesyłkę dla matki.
- Do zobaczenia, miłego dnia Pani życzę - i z uśmiechem na twarzy opuścił mały lokal. Ruszył wolnym krokiem w stronę samochodu. Rozglądał się dookoła patrząc na duże zmiany, które zaszly w tym mieście przez ostatnie 5 lat. Jego wzrok przykuł budynek z którego wychodziło mnóstwo osób. Dorośli śmiali się wesoło zagłuszając biegające wokół nich dzieci w dziwnych strojach. Uśmiechnął się na wspomnienie swojego pobytu w placówce i ruszył wolno w stronę pasów. Wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął odpisywać bratu na wiadomość.
- Mamusiu a widziałaś jak tańczyłam z Remusem? Podobało wam się? - dziewczęcy głosik był co raz bliżej niego. Uśmiechnął się słysząc jej radość..
- Pięknie kochanie zatańczyłaś. Bardzo mi się podobało - nagle serce mu stanęło, by po chwili ruszyć z podwójna siłą. Chciało wyskoczyć mu z piersi. Delikatnie odwrócił głowę w tył. Nie mylił się! Odwrócił się w ich kierunku uśmiechając delikatnie.
- Cześć - rzucił krótko. W jednej chwili para szarych oczu wpatrzona była w niego. Szok
- Cześć Bill - panującą ciszę przerwał mężczyzna stojący za dziewczynami, którego początkowo blondyn nie zauważył.
- Franz, miło was widzieć - powiedział szczerze, kierując wzrok na blondyneczkę, która z szerokim uśmiechem wpatrywała się w niego dużymi, czekoladowymi oczami.
- Ekhmm,Bill, cześć - wydusiła w końcu Lisa. Widzial w jej oczach zmieszanie, krępowała się.
- Tatusiu kto to jest? - ciągnąć za kawałek marynarki dziewczynka skierowała wzrok na Franza
- To jest nasz stary znajomy kochanie. - wytłumaczył i już po chwili dziewczynka była w jego ramionach. Była śliczna z iskierka w oczach. Bill uśmiechnął się do niej i wyciągnąć dłoń. Bez wahania ja uscisnela i wpatrzyła się w niego.
- Hej, masz taką samą plamkę na szy jak ja! Ale fajnie! - wykrzyczała radośnie dziewczynka odchylając głowę i pokazując znamię malutkim palcem ozdobionym plastikowym pierścionkiem. Serce mocniej mu zabiło i nim zdążył odpowiedzieć, usłyszał drżący głos dziewczyny
- Wiele osób ma takie same plamki kochanie - skierował na nią swój wzrok. Spojrzała na niego. Wpatrywali się w siebie chcąc odczytać swoje myśli, gdy dźwięk sygnalizujące zielone światło przerwał te chwilę. Szybko chwyciła Franza pod rękę i mówiąc szybkie "Miło było Cię widzieć" wyminęła go kierując się w stronę parkingu.


Serce biło jej jak oszalałe. Nie chciała patrzeć na męża. Bała się, że dostrzeże jej zmieszanie.
- Ale super, że on ma taką samą plamkę co nie? - cieszyła się Valerie z tego niesamowitego odkrycia.
- Oczywiście, że super. Nieprawdaż kochanie? - usłyszała stanowczy głos swojego męża. Spojrzała na niego niepewnie. Lustrował ją wzrokiem chcąc wbił się w jej myśli. Miał kamienna twarz bez cienia uśmiechu.
- Pewnie, że super. A wiesz, za ciocia Suzi też taką ma? - próbowała zmienić temat grzebiąc teatralnie w torebce. Sama nie wiedziała czy czegoś szuka czy tylko udaje
- Ciocia Suzi ma takie na nodze ale wiesz? Ona ma takie w kształcie słonia! Albo hipopotama! - buzia się jej nie zamykała przez całą drogę do domu. Wszyscy razem śmiali się, wygłupiali. Wstąpili na lody w ramach nagrody za piękny występ. Dziewczynka była wniebowzięta. Lubiła spędzać czas z rodzicami. Obiad również zjedli na mieście. Chcąc zapewnić sobie całodniową rozrywkę udali się do zoo, a później na plac zabaw, gdzie szaleli wraz z Valerie. Po powrocie do domu wspólnie przygotowali kolacje, którą oczywiście zjedli otoczeni głośnym śmiechem. Zawsze im towarzyszył, nieważne co by się działo.
- Nie chce by ten dzień się kończył - zamruczała smutnie wtulając się w tors swego męża, który w samych bokserkach leżał w łóżku czekając na żonę. Otulił ją swym silnym ramionem i ucałował w czubek głowy
- Może wyjedziemy na urlop? - zaproponował głaszcząc delikatnie jej rękę.
- Do wakacji już nie daleko, musimy wytrzymać - westchnęła po czym zostawiła wilgotny ślad jej ust na piersi mężczyzny. Wsłuchiwała się w rytm jego serca upuszczając napięcie dzisiejszego dnia.
- Co za zbieg okoliczności - przerwał ciszę. Lisa skierowała wzrok na swego męża opierając brodę na jego piersi.
- To znaczy?
- Że Valerie ma takie samo znamię jak Bill - zamarła. Poczuła okropny ścisk żołądka, zabrakło jej tchu. Chciała coś powiedzieć ale nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Błądziła wzrokiem po całym ciele męża, szukając odpowiednich słów. Nie chciała tej rozmowy. Ta rozmowa nigdy nie powinna mieć miejsca.
- Dużo osób takie ma - rzuciła pospiesznie uwalniając się z objęć męża. Nie patrzyła na niego. Strzepywała niewidoczne pyłki z prześcieradła, gdy poczuła ciepło jego dłoni na swym ramieniu 
- Lisa ja znam prawdę - serce jej stanęło. Zastygła w bezruchu. Franz podniósł się do pozycji siedzącej i chwycił jej dłoń wpatrując się w nią. Nie ruszyła się. Nie chciała patrzeć w jego oczy.
- Wiem, że nie jestem biologicznym ojcem Valerie ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To one dają mi siłę i są dla mnie ważne :)
Dzięki nim wiem, że mam dla kogo pisać :) :*