czwartek, 17 września 2020

Szansa na miłość - odcinek 4

              Szansa na miłość - odcinek 4



Był chłodny poranek gdy szła do domu swoich rodziców. Źle samopoczucie towarzyszyło jej odkąd otworzyła oczy. Chętnie spędziła by cały dzień w łóżku, lecz zaplanowała sobie te rozmowę i nie mogła jej przełożyć. Musiała się spotkać z rodzicami. Nie rozmawiała z nimi od dwóch lat. Bała się spotkania z nimi, bała się że jej nie wybaczą. Pokłócili się. Miała zaledwie 17 lat gdy postawiła zamieszkać z Billem. Odradzali jej ten pomysł i niechcieli się zgodzić. Ich zdaniem była za młoda, nie skończyła jeszcze szkoły. Ze spokojnej rozmowy wynikła kłótnia zakończona wyprowadzką Lisy. Po dwóch latach znowu wraca do nich z żalem w sercu. Chcę ich przeprosić, powiedzieć że mieli rację, że była głupia. Musiała się zatrzymać, bo kolejny raz musiała opróżnić swój żołądek. Nie dała rady dłużej wytrzymać. Zwymiotowała.Zawsze tak reagowała, gdy się denerwowała. Po 15 minutach była już w domu rodzinnym. Wzięła głęboki oddech i weszła na posesję. Cichy odgłos dzwonka rozbiegł się po domu informując o obecności gościa, a po chwili stała przed nią szczupła, niewielka kobieta wpatrując się w nią zalzawionymi niebieskimi oczami.
- Lisa, dziecko - szepnęła i od razu wzięła dziewczynę w objęcia. Wszelkie granice opuściły dziewczynę i wybuchnęła płaczem
- Przepraszam mamo, tak bardzo was przepraszam - chlipała w ramię kobiety wtulalac się w nią niczym mała dziewczynka. Tak teraz się czuła. Słaba, niewinna dziewczynka potrzebująca miłości i wsparcia rodziców. Weszły do środka objęte i usiadły na jasnej sofie. Żadna się nie odzywała, po prostu tkwiły w uścisku. Dziewczyna uspokajała się powoli
- Lisa? - męski głos przerwał panującą w mieszkaniu ciszę. Spojrzała na niego. Łzy spływały po jej policzkach. Uśmiechnęła się blado.
- Witaj tato - mężczyzna podszedł do dziewczyny i uściskał ja mocno.
- Lisa, córeczko- pocałował ją w czubek głowy i nie wypuszczał z ramion. Po czułościach rodzicielka udała się do kuchni i zaparzyła herbaty. Siedzieli na sofie wokół niewielkiego stolika kawowego i niecierpliwie wyczekiwali słów dziewczyny.
- No i mnie zostawił. Tak po prostu, wyjechał. Bez żadnych wytłumaczeń, powiedział że to jego szansa. - dokończyła opowieść spokojnym tonem upijając łyk gorącego napoju.
- Wiedziałem, że tak będzie! Wiedziałem, że Cię skrzywdzi! Juz ja się z nim policzę! - złość opanowała mężczyznę. Wstał i nerwów chodził po salonie.
- Oh Georg daj spokój! - kobieta machnęła ręka karcąc go i ruchem dłoni kazała usiąść.
- Nie Suzann! Nie dam spokoju! Skrzywdził naszą córkę! - krzyknął i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
- Nie przejmuj się nim kochanie, przejdzie mu. Powiedz, gdzie Ty teraz mieszkasz? Co się z Tobą dzieje? - matka mocniej uścisnela dłoń córki i uśmiechnęła się chcąc dodać jej otuchy.
- Pamiętasz Franza Krauze? Obecnie mieszkam u niego. Na razie to nic poważnego ale chcemy dać sobie szanse - kobieta ucieszyła się na słowa córki i przytuliła ją mocno. Gdy za oknem panował już półmrok dziewczyna postanowiła wrócić do siebie. Pożegnała się z rodzicami i szczęśliwa że jej wybaczyli ruszyła do domu. Nerwy opadły, lecz żołądek dalej dawał o sobie znać. Niewiele myśląc udała się do apteki po krople żołądkowe i sama nie wiedząc czemu kupiła jeszcze test ciążowy. Gdy tylko zjawiła się w mieszkaniu, jej chłopaka jeszcze nie było, więc od razu skierowała swe kroki do łazienki. Rozebrała się do naga i korzystając z toalety, zaaplikowała na niego kilka kropel moczu. Odłożyła go na regał po czym weszła pod prysznic. Marzyła się jej ciepła kąpiel. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Delikatną gąbką rozprowadziła po ciele ananasowy żel pod prysznic wdychając słodki zapach,a po chwili ciepły strumieni wody splukaj z niej pianę i wszystkie złe emocje. Otulając się błękitnym puchatym ręcznikiem opuściła kabinę. Opierając się o nią wzięła do ręki odłożony wcześniej test i spojrzała.
- To nie może być prawda! - pisnęła zakrywając usta dłonią. Dwie krwisto czerwone kreski widniały na niewielkim ekraniku. Łzy napłynęły jej do oczu. Nie była gotowa zostać matką. Przecież spała z Franzem tylko raz i użyli zabezpieczenia..
Minął tydzień odkąd zrobiła test. Chłopak był wniebowzięty, gdy usłyszał nowinę. Zaczął już planować remont mieszkania i kazał Lisie dużo odpoczywać. Chcąc sprawdzić wiarygodność testu umówiła się na wizytę u lekarza. Zdenerwowana ściskała pasek od torebki
- Klein Lisa - usłyszała swe nazwisko i ruszyła za pielęgniarka. Po krótkim wywiadzie z lekarzem Leżała na specjalnym łóżku wpatrując się w sufit.
- No tak, mamy tutaj pojedynczy płód. Proszę spojrzeć, o tutaj - i odwróciwszy w jej stronę niewielki ekran, wskazał palcem niewielka fasolkę.
- 9 tydzień 3 dzień. Gratulacje! - rzucił radośnie w stronę dziewczyny. Targały nią emocje. Nie była pewna czy chce zostać matką. Nie była pewna czy otrząsnęła się po rozstaniu z Billem i już miałaby wychowywać dziecko z Franzem. Nie była pewna czy na pewno chce z nim być. W głowie pełnej zróżnicowanych myśli, z niewielkim zdjęciem w dłoni opuściła gabinet. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz. Wybuchnęła płaczem. Była zagubiona, nie uporządkowała swojego życia.
9 tydzień. Przecież ona nawet tyle nie jest z Franzem.
- To niemożliwe! - wydusiła i zaczęła liczyć w głowie. Kiedy ostatni raz spała z Billem? Kilka dni przed jego wyjazdem. Czy użyli zabezpieczenia? Nie mogła sobie przypomnieć. Zaczęła myśleć ile minęło od pierwszego razu z Franzem.
- 3 tygodnie. - szepnęła wpatrując się w czarnobiałe zdjęcie. I wtedy wszystko do niej dotarło. Zrozumiała, że już do końca życia, będzie miała przy sobie cząstkę jego.

Zapadła cisza. Wpatrywała się w dłoń ściskając kołdrę a w serce dudniło jej w klatce piersiowej. Szumiało jej w uszach. Spojrzała na niego ze strachem. Jak to wiedział
- Od kiedy wiesz? - jakim cudem się dowiedział?
- Odkąd Valerie miała roczek. To, że jestem facetem nie znaczy że nie umiem liczyć. Valerie nie była wcześniakiem, pediatra mi powiedział - Lisa schowała twarz w dłoniach. Czekała na najgorsze. Wiedziała, że teraz to koniec jej małżeństwa.
- Przepraszam Franz. Zrozumiem Jeśli będziesz chciał się rozstać - z trudem powstrzymywała napływające do jej oczu łzy. Wiedziała, że zrobiła błąd nie mówiąc mu o tym., ale pragnęła normalnego, kochającego domu, którego Bill nie był wstanie jej dać. Wybrał karierę, rodzina była na dalszym planie, jeśli w ogóle na nim była. Poza tym co zrobił jego ojczym, nie chciała mieć nic wspólnego z nim oraz z jego rodziną. 
- Co ty za głupoty gadasz? Kocham was bardzo. Szaleje za Tobą od podstawówki a Valerie jest moim oczkiem w głowie i miałbym zostawić was tylko dlatego, że jakiś frajer wybrał karierę? Niech żałuję, bo to ja mam wspaniałą rodzinę, której on nie chciał założyć zaśmiał się cicho ściskając jej drżącą dłoń. Słowa Franza zaskoczyły Lisę, ale po chwili poczuła ogromną radość i dumę, że ma tak wspaniałego męża. Nie mogła wymarzyć sobie lepszego!
- Kocham Cię! - powiedziała szczerze i wpiła się w jego usta. Była szczęśliwa i poczuła jak ogromny kamień spada jej z serca. Nie mogła zdobyć się na odwagę aby mu o tym powiedzieć a tymczasem on o wszystkim widział.


Nie mógł się na niczym skupić. Chciał uporządkować w mieszkaniu by było gotowe na powrót mamy. Krzątał się nie mogąc skupić swych myśli. Widział ciągle jej oczy, ten strach gdy dziewczynka zwróciła uwagę na jego znamię. Staną przed lusterkiem i przekręcił głowę ukazując niewielkie brązowe znamię. Przejechał po nim długim palcem. Jak to możliwe, że ta mała ma identyczne. Zdarza się, że obcy ludzie posiadają takie same znamiona, takie same cechy charakterystyczne ale dlaczego akurat jej córka? Nie dawało mu to spokoju. Chciałby spotkać ją jeszcze raz. Wiele lat bronił się przed spotkaniem z nią tłumacząc sobie, że nie jest jego warta, że nie chce sobie nią zawracać głowy. Bo po co. Nie rozumiała go. Z rozmyślań wyrwał go dzwonek do drzwi.
- Dzień dobry, Pan Kaulitz? - za drzwiami stal niski, szczupły mężczyzna z dużym bukietem kwiatów. Głowę ozdabiała mu czapka z naszytym logiem kwiaciarni, a wokół bioder zapiętą miał niewielka saszetkę, w której chował pieniądze.
Wręczył blondynowi kwiaty po czym posyłając mu uśmiech, oddalił się.
Bill włożył kwiaty do ważona i postawił je na stole w salonie. Rozglądnął się dookoła sprawdzając stan czystości i zadowolony z efektów udał się do sypialni rodziców. Jego ojczym miał wrócić wieczorem, a za godzinę miał wyruszyć po swoją matkę. Wychodziła ze szpitala co bardzo ja zadowalało. Blondyn również cieszył się na ten powrót. Gdy wybiła godzina 14 wsiadł do samochodu i czem prędzej ruszył do szpitala.. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To one dają mi siłę i są dla mnie ważne :)
Dzięki nim wiem, że mam dla kogo pisać :) :*